polityka

Autostereotyp

Kiedy byłem w szkole, uczono mnie o Polsce wielu pięknych rzeczy. Mówiono mi o średniowiecznych gwarancjach autonomii dla innowierców. Mówiono mi o państwie bez stosów i otwartości dla uchodźców w dobie wojen religijnych. Mówiono mi o konfederacji warszawskiej. Mówiono mi o Unii Lubelskiej jako wielkim osiągnięciu dwóch narodów, które postanowiły funkcjonować razem, zamiast osobno. Równolegle, lecz w ścisłym związku, przedstawiano historię polskiego prawodawstwa jako historię postępów w dziedzinie praw człowieka.

Napięcia etniczne okresu międzywojennego zostały przemilczane.

Nie wymieniam tych rzeczy po to, by rozliczać szkołę z uproszczeń i anachronizmów (zostawię to sobie na inną okazję), lecz po to, by zilustrować, w jakich kategoriach lubimy myśleć o sobie. To jest nasz autostereotyp i jest on uznawany również za granicą. Na przykład gdy w grze komputerowej na motywach historycznych pojawia się Polska, często będzie mieć premie do tolerancji religijnej („Europa Universalis IV”) czy też zdolności do postępu społecznego („Civilization V”, „Empire: Total War”). To w zagranicznym, a nie polskim podręczniku wyczytałem kiedyś, że wielką rewolucję końca XVIII wieku robiły trzy kraje: Polska, Francja i Stany Zjednoczone.

Autostereotypy są ważne, ponieważ definiują nie tyle to, co w danej kulturze uchodzi za fakt, ile to, co w danej kulturze uchodzi za ideał.

Inne imperia chwalą się koloniami, podbojami, pałacami królów. Polskie imperium wojowało na prawo i lewo, a jednak wolimy chwalić się, że był to kraj, w którym nie bito Żydów (gwoli prawdy: do czasu). Królestwo Polskie nie przyniosło Europie wielkich wynalazków ani wielkiej sztuki, ale na pewnym etapie wypracowało skuteczny, jak na swoje czasy, model państwa wielokulturowego. Nasz współczesny sentyment do Litwy i Ukrainy, oraz nasza bezradność wobec faktu, że Litwini i Ukraińcy go nie odwzajemniają, świadczą o tym, że ten model wciąż jest nam bliski emocjonalnie.

Co więcej, powstawał on w warunkach wiecznej wojny i powszechnej biedy. Europa była wtedy znacznie bardziej wrogim miejscem niż dzisiaj, Polska nie nadążała ekonomicznie za sąsiadami, rokosz był dopuszczalnym narzędziem polityki wewnętrznej, a i sami imigranci przybywali z krajów rozdzieranych na strzępy aktami przemocy na wielką skalę. Oligarchom zdarzało się czynić z religii narzędzie walki politycznej, włącznie ze szczuciem katolików na pozostałych, a jednak nie udało im się zaważyć na naszej pamięci.

W szkole mówiono mi, że jeszcze w dziewiętnastym wieku wolność była „nasza i wasza”, ponadnarodowa. Nikt nie wspominał, że jest jakaś zamknięta lista tych, którym wolność się należy.

Skoro nasz autostereotyp głosi, że stawiamy człowieczeństwo wyżej niż wyznanie i naród, to czemu zrozumienie dla innych kultur nie jest dla nas oczywistością? Dlaczego dajemy się szczuć? Konstatuję z rozczarowaniem, że nasi przodkowie, którzy przecież nie byli święci, umieli zdobyć się na pewne rzeczy, a my już nie. W chwili, gdy Europa bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje alternatywy dla klasycznego modelu imperialnego, opartego na podbojach i niekończącym się gromadzeniu dóbr, my nie mamy już własnego głosu i nie potrafimy zaoferować nic poza strachem przed obcymi, takim samym jak wszędzie.

Naszym wnukom będzie wstyd za to, tak jak nam jest wstyd za pańszczyznę. Ich autostereotyp będzie głosił, że Polska wzięła te swoje średniowieczne gwarancje, państwo bez stosów, konfederację warszawską, Unię Lubelską i prawa człowieka – i wyrzuciła to wszystko na śmietnik.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/526126264235381

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter