polityka

Ekonomia rozgłosu

Lektura pierwszych komentarzy po demonstracji przypomniała mi anegdotę, którą znajomy nauczyciel przytoczył kiedyś jako przykład szkolnego odbrązowiania historii. Jego kolega nietypowo opowiada uczniom o bitwie pod Grunwaldem, bo podkreśla jej ograniczone bezpośrednie następstwa. Krzyżacy, pomimo przegranej w widowiskowym starciu, nie ulegli militarnie.

Nie znaczy to jednak, że bitwa była nieskuteczna. Skrzyknięcie zagranicznych ochotników i najemników, konieczne do dorównania armiom Polski i Litwy, zrujnowało zakon finansowo. Kilkanaście lat później Krzyżacy byli już bankrutami.

Przypomniała mi się ta historia, ponieważ polityka również ma swoją ekonomię. Mniej chodzi w niej o pieniądze, a bardziej o rozgłos. Trudno przewidzieć bezpośrednie następstwa takiej demonstracji jak wczorajsza, ponieważ nie wiemy, czy ludzie pokroju Szydło i Dudy są już gotowi na sprzeciw wobec Kaczyńskiego. Jednak zarówno rozmiar wystąpienia jak i jego przebieg sprawiły, że organizatorzy pomnożyli swój “kapitał społeczny”, podczas gdy wiarygodność rządu została nadszarpnięta.

Na długoterminowe konsekwencje tego przesunięcia sił nałożą się skutki wszystkich przyszłych działań. Dlatego w komentarzach, które czytam obecnie, mniej interesuje mnie chwilowa euforia jednych i przygnębienie innych, lecz prawidłowości, których będą się trzymać również za tydzień, za miesiąc i za rok.

Te zaś mnie niepokoją, ponieważ widzę w nich echa animozji z kampanii wyborczej. Dla porządku przypomnę, że w ostatnich wyborach obecny rząd pozyskał minimalną większość bezwzględną, umożliwiającą mu obecne ekscesy, ponieważ zwolennicy pozostałych partii kopali się po kostkach. Rażącym przejawem tej praktyki było niesławne ‪#‎8sekund‬, czyli wykluczenie partii Razem z relacji w publicznej telewizji. Jednak nie chciałbym oferować Razem poczucia wyższości w tej sprawie, bo czytałem na bieżąco pół-prywatne wypowiedzi jej członków i też nie byłem przesadnie zachwycony.

(W tej kategorii niezmiennie imponuje mi mój dobry znajomy Antek Goldstein, który w dyskusjach z agresywnymi polemistami zachowuje niezachwiany takt i cierpliwość, na jaką ja nigdy nie umiałbym się zdobyć.)

Teraz, gdy ludzie znów mają nieco entuzjazmu rozporządzalnego, widzę ciąg dalszy tamtej narracji. Narracji, która, zauważmy, skłoniła połowę uprawnionych do głosowania do pozostania w domach.

Z jednej strony widzę próby przywrócenia podziału na partie “poważne”, czyli PO, ZL i Nowoczesną, oraz “niepoważne”, czyli całą resztę. Z racji poglądów najlepiej widzę, jak to się ma właśnie do Razem i widzę na przykład zarzuty, że ta partia nie sprzyja demokracji. Z drugiej strony nie lepiej: czytam znajomych i widzę podręcznikowe przykłady unieważniania sukcesów, takie jak sformułowania typu: “wczorajsza demonstracja była udana, ale…”.

W rzeczywistości, która nam trochę umyka, wszyscy zainteresowani działają na rzecz wspólnego celu, którym jest przestrzeganie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego przez władze wykonawczą. Jednocześnie mają rozbieżne cele niższego rzędu, które skutkują odmiennymi strategiami. PO, ZL i Nowoczesna zmagają się z kryzysem wiarygodności, dlatego muszą skupić się na obronie demokratycznej zasady, jako pewnej abstrakcji nadrzędnej wobec nich samych. Z tego punktu widzenia najlepszym wyjściem jest wielka wspólna demonstracja bez partyjnych transparentów. Razem jest w zupełnie innej sytuacji: udało im się pokazać, że działają w imię określonej sprawy, a teraz muszą pokazać, że są skuteczni. Stąd osobne, dobrze oznakowane demonstracje i hasła punktujące błędy poprzednich rządów.

Żeby nie było za prosto, we wczorajszej demonstracji uczestniczyło mnóstwo moich znajomych z Razem i okolic. Oczywiście że przyszli: sprawa jest wspólna. Inni członkowie Razem w tym czasie rozdawali egzemplarze orzeczenia osobom, które na demonstrację nie dotarły. Oczywiście, że to zrobili: demokracja jest dla wszystkich, a nie tylko dla tych, którzy mogli sobie pozwolić na trzygodzinny spacer po śródmieściu Warszawy.

To zrozumiałe, że działania jednych partii budzą dyskomfort u innych. Zawisza i Konieczny nie mogą cyknąć sobie fotki ze Schetyną, Nowacką i Petru, więc zostają w tyle, gdy tamci się “lansują”. Z kolei Schetyna, Petru i Nowacka muszą słuchać, jak Zawisza i Konieczny punktują ich za błędy przeszłości. Nie mają okazji do polemiki, gdy tamci się “izolują”. Jednak z punktu widzenia wspólnej sprawy, którą jest przestrzeganie orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego przez władzę wykonawczą, strategie jednych i drugich uzupełniają się. Jedni mówią: demokracja to najlepsze, co mamy, więc nawet jeśli jest źle wykonywana, to wciąż warto jej bronić. Drudzy mówią: demokracja będzie nam służyć tylko jeśli będzie dobrze wykonywana, dlatego musimy zadbać o to, żeby warto było jej bronić.

To są dwie strony tej samej racji stanu. Najlepsze, co możemy zrobić, to skupić się na tej stronie, po której jesteśmy najsilniejsi. Najgorsze, co możemy zrobić, to osłabiać drugą stronę poprzez podważanie jej dokonań. Zwolennicy Razem rujnują i swój, i cudzy kapitał społeczny, gdy mówią uczestnikom demonstracji KOD, że trzeba było demonstrować pięć lat temu. Może i było trzeba, ale “pięć lat temu” już nie wróci, a drugą najlepszą rzeczą jest demonstrowanie teraz. Z kolei zwolennicy i sprzymierzeńcy KOD rujnują swój i cudzy kapitał społeczny, gdy mówią, że Razem ich sabotuje. Jest wręcz przeciwnie: Razem dociera ze wspólną sprawą do osób, których sam KOD nigdy nie poderwie, bo demokracja już zbyt wiele razy tych ludzi zawiodła.

To tak, jakby przed bitwą pod Grunwaldem Polacy zarzucali Litwinom, że są brudni, a Litwini Polakom – że wyniośli.

Chciałoby się powiedzieć: potrzebujecie siebie nawzajem, więc się szanujcie.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/566746873506653

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter