polityka

Wałęsa

Jeżeli miałbym na sprawę Lecha Wałęsy spojrzeć z punktu widzenia mojej tożsamości, to nie jest on bohaterem mojego mitu. Ma zachowawcze poglądy i wodzowskie skłonności. Jego działalność polityczna często odznaczała się złym stylem. Niektóre jego wypowiedzi bardzo mi nie odpowiadają. W rezultacie nie utożsamiam się z nim jako człowiekiem-symbolem. Nie powiedziałbym nikomu: „bądź bardziej jak Wałęsa”.

Wałęsa nie jest symbolem moim, lecz moich sąsiadów, liberałów. Z punktu widzenia tożsamości, jeżeli wypowiedziałbym się lub zadziałał w sprawie tego konkretnego człowieka, popychałbym do przodu ich sprawę, a nie moją.

Zrobię to, ponieważ uważam, że liberałowie są w porządku, mimo że ich cele różnią się od moich. Akurat na tej sprawie dosyć im zależy i nie dziwię im się. Wałęsa jest dla nich ważny tak, jak dla nas Jacek Kuroń czy Tadeusz Kościuszko, to znaczy jako postać historyczna. Dlatego w najbliższą sobotę organizują demonstrację w tej sprawie, a ja się na nią wybieram.

Gdyby to była wyłącznie kwestia tożsamości, zostałbym w domu, ponieważ sprzeciwiam się opartemu na niej podejściu do polityki. Tożsamość pełniąca rolę fundamentu spontanicznie przeradza się w narzędzie przymusu. Wspólnoty, które z niego korzystają, z czasem przechodzą na pozycje wrogie wobec każdego, kto się im nie podporządkował. Przykłady tego procesu znajdziemy w bieżących debatach, choć nie przytoczę ich od ręki, bo nie mam nawyku spisywania inwektyw, które również pod moim (bezimiennym) adresem emitują zwolennicy PiS, KOD czy ZL. Skoro nie czuję się członkiem tej samej wspólnoty co liberałowie, pomaganie im budowaniu ich własnych narzędzi przymusu byłoby krótkowzroczne.

O moim działaniu w tej sprawie nie decyduje tożsamość, lecz wartości, to znaczy zbiór rzeczy, które uważam za ważne. W kolejności od najważniejszego są to następujące przekonania:
– osobista godność jest równie ważną częścią danej osoby co jej ciało i winna podlegać analogicznej ochronie,
– w debacie publicznej należy być „za”, a nie „przeciw”, a zwłaszcza należy wystrzegać się gniewu i nienawiści,
– w debacie publicznej nie obowiązuje zasada „oko za oko”,
– nie wolno zrównywać plotek, pogłosek i spekulacji z faktami,
– nie wolno przekreślać całokształtu czyjegoś dorobku w imię wybranej kontrowersji,
– nie wolno sprowadzać nikogo do arbitralnie zdefiniowanych etykiet, takich jak „gej” czy „agent”.

W każdej z tych kwestii sprawa Wałęsy ma olbrzymie znaczenie symboliczne. Obrona tego konkretnego człowieka przekłada się na obronę każdej innej osoby, którą w przyszłości będzie się nękać pomówieniami takimi jak „teczki”. Tak działają symbole. Obrona tych wszystkich osób jest w naszym wspólnym interesie, nawet gdy nie jesteśmy liberałami, ponieważ zapas liberałów do nękania kiedyś się wyczerpie, a wtedy prześladowcy poszukają haków na nas.

W tle krótkoterminowego starcia o historycznego Wałęsę przebiega długoterminowe starcie o spadek po historycznej Solidarności. Podtekstem bieżącej awantury jest próba ustalenia, że Solidarność nie jest wspólna, lecz czyjaś. Wyraża się to w próbach sprowadzenia całego złożonego ruchu do jednej osoby, do symbolicznego wodza. Ani Wałęsa, ani tym bardziej bieżący pretendenci, nie nadają się do tej roli, przede wszystkim dlatego, że nie taka była ich historyczna funkcja. Solidarność była ruchem oddolnym i masowym, a jej zbiorowym bohaterem są tysiące robotników, dziś bezimienne.

Jest koleją rzeczy być może niefortunną, a jednak trudną do uniknięcia, że ludzie nie umieją rozmawiać z ruchem pozbawionym twarzy. Wypełniają lukę wybranymi jednostkami. Te z nich, którym, jak Wałęsie, sprzyjał czas i miejsce, awansują do rangi przedstawicieli, a nawet symboli. Błędem jest myślenie, że skoro ktoś na tę funkcję nie zasłużył – a nigdy nie zasługuje, choćby się nie wiem jak starał – to należy go z niej strącić. Błędem jest również myślenie, że skoro się taką funkcję pełni, to się na nią zasłużyło. Sam Wałęsa po 1989 roku potrzebował dziesięciu lat, żeby odkryć, że nie jest wodzem, na którego wykreowała go potrzeba chwili.

Dzisiaj to jeszcze jeden powód, by go bronić. Wałęsa zejście z ego na IQ ma już za sobą. Jego pożałowania godni konkurenci zdają się zmierzać w przeciwnym kierunku. Wielkim atutem Wałęsy jest to, że jego czas minął, a on to rozumie. Spadek po historycznej Solidarności, opatrzony takim symbolem, jest bezpieczny.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/600056923508981

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter