demonstracjepolityka

Raport z demonstracji 9 kwietnia 2016 (sztuka przemówień)

Dopuszczalność przerywania ciąży w Polsce wprowadzono w 1956 roku, na kilka miesięcy przed wybuchem protestów antyreżimowych, w okresie głębokiej biedy i licznych problemów społecznych, takich jak analfabetyzm i alkoholizm.

Do chwili złagodzenia przepisów co roku przyjmowano do szpitali 80 tysięcy pacjentek z powikłaniami po nieprawidłowo przeprowadzonym poronieniu. Po zmianie prawa dzietność nie spadła, a ludzie nie zaczęli dokonywać aborcji w większym wymiarze niż wcześniej, dlatego liczba obywateli nadal szybko rosła. Rodzice mieli dzieci, bo chcieli i mogli. Zakaz przerywania ciąży jest stawianiem spraw na głowie, ponieważ zarodek, zwłaszcza we wczesnym stadium, nie jest noworodkiem w miniaturze. Rzekomi obrońcy życia są więc ignorantami usiłującymi zastąpić wiedzę medyczną przesądami. W rezultacie kobieta, która chce być wolna, musi z utęsknieniem wyczekiwać klimakterium.

Wszystkie powyższe myśli padły w tym samym przemówieniu. Starsza pani, przedstawicielka stowarzyszenia kobiet po sześćdziesiątce, zaczęła od dowcipu, przeszła do nawiązania historycznego, po czym wykorzystała je do ukazania teraźniejszości w nowej perspektywie. Jej przemówienia słuchałem nie z uprzejmości, lecz dlatego, że mnie wciągnęło. Było po prostu dobre. Teraz jestem w stanie podać dalej jego główne przesłanki.

To, że spośród wszystkich mówczyń (nie było mówców) dotarła do mnie właśnie osoba, która mogłaby być moją babcią, wydaje mi się symptomatyczne. Nie chodzi o to, że pozostałe wypowiedzi były “gorsze”, bo to jest oczywiście względne, tylko o to, ze były jednakowe. Ponieważ nie trafiła do mnie jedna z nich, to nie trafiły też pozostałe. Charakteryzował je ten sam ton głosu, ta sama narracja, te same hasła, ten sam punkt widzenia.

Nie byłem jedyną osobą, której to nie porwało. Uczestniczyłem już w paru większych demonstracjach w tym miejscu i to jest pierwsza, na której, obserwując zgromadzenie, widziałem, że ludzie ewidentnie nie słuchają.

Sztuka przemówień polega między innymi na tym, że mówca nawiązuje kontakt z tłumem i poniekąd przemawia w jego imieniu. Gdy sformułuje myśl bądź emocję, z którą tłum się utożsamia, zyskuje możliwość przewodzenia mu i przekonywania go. Doskonale było to widać tydzień temu. Pierwsza mówczyni niewiarygodnie spokojnym tonem wyłuszczyła, jak jest i co to dla nas wszystkich oznacza. Ludzie słuchali w skupieniu, bo nie dało się z nią nie zgodzić. Dlatego kiedy mikrofon przejęła mówczyni z drugiego końca skali i wręcz wykrzyczała, jak się z tym wszystkim czuje i co my wszyscy musimy z tym zrobić, ludzie stojący wokół mnie podchwycili ten nastrój. Wróciłem do domu z głębokim emocjonalnym przekonaniem, że stoimy na progu rewolucji.

Dziś przez półtorej godziny kolejne mówczynie mówiły o sobie i do siebie. Mówiły o tym, że są ofiarami i że się je krzywdzi. Zgadzały się ze sobą nawzajem. Mówiły językiem grupy terapeutycznej, a nie językiem wspólnej sprawy. Padły słowa, które odbite symetrycznie zmroziłyby mnie: na przykład nie byłbym w stanie słuchać spokojnie ludzi mówiących do mnie w zbliżonym tonie, że jeśli wprowadzimy podatek progresywny, to oni wyprowadzą swoje przychody za granicę.

Byłem już na paru demonstracjach i już trochę wyczuwam, jak się w takim zgromadzeniu propagują hasła, zawołania, skandowanie. Dziś się nie propagowały. Najbardziej się zdziwiłem, gdy w pewnym momencie padło ze sceny żądanie aborcji na życzenie. Sądziłem, że w tym tłumie, przy takiej okazji, ten postulat dostanie gorące i długie oklaski, ale najwyraźniej został wyrażony niewłaściwymi słowami, bo zamiast tego, przynajmniej tam gdzie stałem, zaległa cisza.

W trakcie jednego z przemówień padło pytanie: dlaczego musimy ciągle się uśmiechać i powtarzać ten sam wierszyk, którego nikt nie słucha? Wydaje mi się, że autorce tych słów chodziło o to, że już nie ma cierpliwości do wierszyka, a zamiast się uśmiechać, zamierza się bulwersować. Rozwiązanie postawionej zagadki jest jednak zupełnie inne: skoro ludzie nie słuchają wierszyka, to znaczy, że trzeba wymyślić nowy, lepszy wierszyk.

Nie jestem przekonany, czy ruchy kobiece w Polsce są na tę innowację gotowe. Na szczęście nawet jeśli się jej nie podejmą, to sprawa nie jest stracona, bo walczą o nią również inne grupy, a każda robi to po swojemu. Było to dzisiaj bardzo wyraźnie widać na tyłach demonstracji, gdzie trzy różne partie zbierały podpisy pod trzema różnymi inicjatywami: finansowanie in vitro w Warszawie z budżetu miejskiego, projekt ustawy liberalizującej regulacje okołoaborcyjne, oraz wniosek o referendum.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/622800921234581

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter