demonstracje

Raport z demonstracji 7 maja 2016

Mamy dzisiaj dzień ciepły, słoneczny i wietrzny, niemalże śródziemnomorski. Być może dlatego, wziąwszy udział w polskiej polityce, poczułem się jak w greckiej tragedii.

Na Rozdrożu było co najmniej sto tysięcy ludzi. Z kolei liczebność marszu, mierzoną dosyć niedokładnie na wysokości palmy de Gaulle’a, szacuję na 170 tysięcy. Nie wiem, czy to największa demonstracja od 1989 roku, bo nie pamiętam 1989 roku, ale to na pewno największa demonstracja KOD. Z całą pewnością ludzi było więcej niż na demonstracji w sprawie Wałęsy, którą szacowano na 70 tysięcy, bo wtedy wszyscy zmieścili się na płycie pl. Piłsudskiego, a dziś zajęli również sąsiednie jezdnie i Ogród Saski. Jeżeli traktować politykę w sposób uproszczony, jako pewną licytację pokazów siły, to KOD wygrał dzisiaj przez nokaut.

W Ogrodzie Saskim dwie osoby moczyły w kubłach sznurki na kijach i puszczały bardzo ładne bańki mydlane. Z fascynacją przyglądałem się, jak bańki mniejsze płyną i płyną w powietrzu, dopóki nie złapią ich dzieci. Bańki większe, które bez trudu pomieściłyby moją głowę, żyły tylko chwilę i zaraz pruły się malowniczo, jakby w zwolnionym tempie, zostawiając w powietrzu chmurki mydlanych drobin.

Wydaje mi się, że KOD jest w tej chwili taką wielką bańką w swojej szczytowej formie.

Najważniejszym powodem ku temu jest to, że poszedłem na demonstrację KOD, ale znalazłem się na demonstracji PO. Nie chodzi wyłącznie o wszechobecne logo, ale także to, że gwiazdami programu okazali się Schetyna, Kalinowski z PSL i Komorowski (który, swoją drogą, jest zaskakująco słabym mówcą lub może był w słabej formie). W tym Komorowskiego przedstawiano aż trzy razy, w tonie sugerującym, że demonstrację spotyka właśnie zaszczyt obcowania z Prezydentem. Podejrzewam, i bardzo mnie to niepokoi, że zarząd KOD uważa, że tego typu gesty nobilitują go i wzmacniają. To błędna kalkulacja, bo to PO w tym wypadku żywi się popularnością KOD-u, a nie odwrotnie.

KOD myśli, że wygrał, bo stworzył pozór jedności, polegający na wspólnym manifestowaniu PO, Nowoczesnej i pewnej liczby małych ugrupowań, których nie jestem w stanie wymienić, ponieważ kompletnie wtopiły się w szum wywołany przez “duże” partie. To zwycięstwo może KOD za chwilę dużo kosztować, bo idealnie wpisało go w kontr-retorykę PiS-u. PiS twierdzi, że KOD to w rzeczywistości platformersi zdenerwowani oderwaniem od koryta. Aż do dzisiaj była to insynuacja lub w najlepszym razie spekulacja, ale właśnie okazało się, że proszę bardzo, oto platformersi w pełnej krasie.

Motywem przewodnim dzisiejszych przemówień było: “nie ma naszej zgody”. Nie pozwolimy na to, na tamto, na owo. Nie: to i owo nam się nie podoba z takich a takich przyczyn, tylko: my, tu obecni, dzień dobry panie prezydencie Komorowski, może herbatki? nie pozwolimy na to i tamto, bo jest nas dużo i tupiemy nogami. Platforma wraca do gry!

Do tej pory KOD zawsze występował w pewnej konkretnej sprawie: a to Trybunał, a to media, a to szkalowanie Wałęsy. To miało sens, zwłaszcza gdy podczas kolejnych wystąpień wracano do poprzednich spraw i przypominano, że są nadal aktualne. Właśnie tego KOD się dzisiaj pozbył. Oficjalnym motywem przewodnim była abstrakcyjnie i niezobowiązująco pojęta europejskość, ale faktycznie najwięcej mowy było o tym, że PiS jest zły. Strzał w kolano wykonał Komorowski, gdy powiedział (parafrazuję z pamięci), że zebraliśmy się razem, bo jest nam dobrze. Gdyby nie to, że PiS prędzej zje kalosz niż pokaże Komorowskiego przemawiającego do stutysięcznego tłumu, miałby gotowy prezent, no bo proszę, oto demonstracja sytych stających okoniem wobec rządu stającego po stronie uciśnionych.

O tym, ile jest warta “jedność” KOD-u, zaświadczył drobny, ale bardzo symptomatyczny moment, gdy demonstracja doszła do ronda de Gaulle’a. Ze względu na układ ulic w tym miejscu musiała wykonać lekki zygzak. Komunikat brzmiał: “musimy teraz troszkę w lewo, troszkę w lewo, jakkolwiek by to brzmiało”. Jedność jednością, ale nie chcielibyśmy, żeby ktoś pomyślał, że ktoś tutaj jest, tfu tfu, lewicowy.

To nie był jedyny moment, gdy mój nawyk wykrywania subtelnych przesunięć akcentów sygnalizował mi, że znalazłem się w cudzej bajce. Zmienia się kolorystyka KOD-u, bo wtem zaroiło się od partyjnych transparentów. Zmienia się retoryka, bo zrobiło się bardziej agresywnie, bardziej “nie bo nie”, bardziej antysystemowo. Zmienia się melodia, bo Jacka Kaczmarskiego zagłuszył dziś Big Cyc. Zmienia się twarz całego KOD-u, bo demokrację wypiera “PiS z przeciwnym znakiem”.

Pozytywnym akcentem było jedno z przemówień, wygłaszane przez kogoś, kogo nazwiska nie dosłyszałem, a poświęcone sprawie uchodźców. Ucieszyło mnie, że mówca, który wyrażał się bezkompromisowo na rzecz pomagania i gościnności, dostał duże brawa. Wrażenie zachwiało się, gdy prowadzący wszedł mówcy w pół zdania i zaczął go wypraszać (być może dlatego, że mówca przekroczył jakiś limit czasu, ale doprawdy, w takim miejscu i czasie są ważniejsze sprawy).

KOD wszedł dzisiaj z impetem do “partyjnej” polityki, ale nie przyniósł w wianie własnego programu ani nawet zbioru postulatów. Ta bańka malowniczo rozedrze się w momencie, gdy jedni ludzie odkryją, że żyrują coś, pod czym się nie podpisywali, a inni – że już nie potrzebują KOD-u jako narzędzia ekspresji wzburzenia.

Tak oto dopełnia się grecka tragedia polskiej polityki. Na śmiertelny bój wyruszają dwie wizje rzeczywistości, w których nie ma nic poza gniewem i negacją drugiej wersji. Pozostaje żywić nadzieję, że wiatr przywieje jakieś mniejsze i trwalsze bańki.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/635950779919595

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter