polityka

Biały pion na B4

Skutkiem ubocznym materiału o nacjonalistach w Tygodniku Powszechnym jest uznanie nacjonalistów za oficjalne zagrożenie. Nie możemy już zastanawiać się, czy lepiej byłoby się im otwarcie sprzeciwiać, czy też marginalizować, ponieważ decyzja zapadła.

Eskalacja

Nacjonalistom na rękę jest teraz eskalacja, ponieważ kreuje ich na większy i poważniejszy ruch niż ten, którym są w rzeczywistości. „Opinie użytkowników” w profilu TP dobitnie to ilustrują: poszła wczoraj fama o „setkach” jednogwiazdkowych recenzji, ale te „setki” uzbierały się dopiero pod wieczór. Wyglądają bardzo skromnie w zestawieniu z 13 tysiącami recenzji pięciogwiazdkowych, które pojawiły się w tym samym czasie.

Skoro nacjonaliści zostali wskazani jako problem, to dalsze pozostawienie ich samym sobie pozwoli im wykorzystać to wskazanie jako odskocznię. To tak, jakby zaprosić kogoś do gry, a potem poddać ją walkowerem. Z drugiej strony, łatwość, z jaką Tygodnik Powszechny pozyskał wsparcie ludzi z różnych środowisk, świadczy nie tylko o sile samego Tygodnika, który jest po prostu dobrą publikacją, ale także o sile sprzeciwu wobec nacjonalizmu. Jego największy atut to głównonurtowość: na przykład uczestniczą w nim i księża, i zagorzali ateiści.

Nacjonalizm jako poważna siła jest w Polsce możliwy wyłącznie z powodu samospełniającej się przepowiedni. Mówi ona, że nie można z nim nic zrobić, bo jeśli spróbujemy, to dostaniemy obiecany nam już wielokrotnie łomot. Dotychczasowa praktyka tego nie potwierdza: nacjonaliści bardzo szybko przestali przychodzić na demonstracje KOD-u, nie urządzają też awantur na znacznie mniejszych pikietach lewicowych. Na ostatniej większej demonstracji w sprawie uchodźców skończyło się na okrzykach, a cała sytuacja podobno zalatywała ustawką z antyfaszystami.

Kontra w trzech krokach

Przyszła pora na przejęcie inicjatywy. Zbliża się listopad, czyli doskonała okazja do rozmowy o patriotyzmie. Uważam, że z tej okazji powinny wydarzyć się trzy rzeczy.

Po pierwsze, powinna pojawić się retoryka nawiązująca do patriotyzmu w sposób konstruktywny, to znaczy definiująca go na nowo, na własnych zasadach. Ojczyzna to dziś znaczy to i to. Być patriotą to znaczy to i to. Nie ma potrzeby, żeby się w tej retoryce odnosić do nacjonalizmu wprost, bo to nie my jesteśmy anty-nacjonalistami, tylko nacjonaliści są anty-patriotami. Niech oni się tłumaczą z tego, że się w patriotycznej retoryce nie mieszczą.

Po drugie, żeby tak zdefiniowany patriotyzm działał, żeby był autentyczny i prawdziwy, musi być wspólny, a więc inkluzywny, a więc dosłownie otwarty na możliwie największą liczbę opcji. Nie może dojść ani do licytacji o to, czy większym patriotą jest Ryszard Petru, czy Marcelina Zawisza, ani do fochów o to, że Zandberg i Giertych nie pójdą w jednej demonstracji, bo żywią niskie mniemanie o sobie nawzajem. Szczęśliwie nie mówimy tu o sytuacji tożsamościowej, takiej jak KOD, w której mamy rząd i anty-rząd, lecz o sytuacji pryncypialnej: jest pewna konkretna sprawa i ta sprawa jest wspólna. Możemy, bez popadania w sprzeczność, w sobotę zgodzić się z Hanną Gronkiewicz-Waltz, że patriotyzm oznacza dzisiaj to i to, a w poniedziałek dalej ścigać ją za uwikłanie w aferę reprywatyzacyjną. Nie można z tej sprawy wyrzucić ani Piotra Ikonowicza, ani Tomasza Terlikowskiego. Co najwyżej oni sami mogą się z niej wypisać, co też pewnie uczynią, ale to już wtedy ich broszka.

Po trzecie, koniecznie musi pojawić się forma wyrazu, która zademonstruje w praktyce zarówno zaistnienie takiej retoryki, jak i jej kluczowe cechy. Nie upierałbym się przy „wielkiej demonstracji”, bo demonstracje dyskontują już istniejące zaangażowanie. To zaangażowanie trzeba w ludziach dopiero wywołać, bo na razie wszyscy są przekonani, że za sprzeciw wobec nacjonalizmu czeka ich łomot.

Demonstrację można zawsze urządzić w przyszłym roku, a tymczasem trzeba wypracować konsensus w sprawie jej treści. Zachęcałbym wszystkie zaangażowane osoby, również czynnych zawodowo polityków, do udziału w „międzyredakcyjnej” dyskusji na ten temat. Treść tej dyskusji, z konieczności skomplikowanej, trzeba będzie przełożyć na z założenia przystępną propagandę: celne ilustracje, zwięzłe oświadczenia, klipy youtube’owe ze skocznym podkładem muzycznym, tego typu rzeczy.

Razem z Kościołem

Wydaje mi się, że nie ma takiej grupy w Polsce, której nie opłacałaby się inicjatywa w tej sprawie. Dwie, które mają najwięcej do zyskania, to Kościół Katolicki i partia Razem.

Kościół jest obecnie zagrożony w tym sensie, że jeśli nacjonaliści mogą sobie wybrać, które elementy Kościoła są w porządku, a które nie, a więc do woli atakować tygodnik jak najbardziej katolicki, tyle że nie dość prawomyślny, to znaczy, że nacjonaliści sterują Kościołem. Tymczasem Kościół, który, nie pytając nikogo o zdanie, uznaje zarówno swój nurt konserwatywny, jak i postępowy, jest naturalnym kandydatem na arbitra polskiego patriotyzmu. Nie twierdzę, że to dobrze, tylko że to dobrze dla Kościoła. Kościołowi w tej chwili opłaca się seria oświadczeń i dwustronnych porozumień z innymi organizacjami. Z kolei tym organizacjom generalnie opłaca się porozumienie z Kościołem, nawet jeśli w innych sprawach się z nim nie zgadzają.

Z kolei partia Razem jest dziś w dosyć odmiennej sytuacji niż rok temu. Rok temu była w mniemaniu otoczenia efemerycznym profilem facebookowym, który się plątał koło kostek Zjednoczonej Lewicy (starsi czytelnicy może pamiętają, co to takiego). Dziś, w chętnie przytaczanym wyimku z niedawnego wywiadu Schetyny, Razem pojawia się jako wierzchołek trójkąta polskiej polityki. Oczywiście Schetyna nie decyduje, kto w polskiej polityce jest ważny, a kto nie, a jedynie opisuje pewien stan rzeczy, tak jak on sam go rozumie. W tym opisie polityka jest rozpięta nie pomiędzy PiS, PO i Nowoczesną, ani nawet PiS, PO i SLD, tylko właśnie PiS, PO i Razem. Razem jest dziś w Polsce główną siłą reprezentującą sprawiedliwość społeczną.

Jednak Razem nie jest jeszcze w sytuacji, w której mogłaby zostać uznana za ruch masowy. Jej przeciwnikom udało się przypiąć jej łatkę ekstremy, przez co nie jest postrzegana jako partia, która ma coś do zaoferowania wyborcom „centrowym”. Ale przecież jej członkowie nie zmienią nagle poglądów, a udawanie, że są kimś innym, niż w rzeczywistości, byłoby samobójcze z racji dotychczasowego nacisku na kreowanie „innej”, to znaczy bardziej transparentnej i szczerej polityki. Byłoby to zresztą płonne, bo faktyczne poglądy Razem nie są wcale takie radykalne. Razem nie zajmuje się ekstremizmem, tylko naruszaniem tabu.

Razem ma dziś asa w rękawie, ponieważ sama krzewi patriotyzm. Na co dzień wyraża się to w rewitalizowaniu pamięci o polskich lewicowcach, takich jak Okrzeja czy Waryński. Razem przedstawia ich właśnie jako patriotów, podkreślając na przykład ich wkład w walkę o wolną i sprawiedliwą Polskę. To duży kontrast w zestawieniu z popularną u nas retoryką lewicową, która pojęcie patriotyzmu kwituje żachnięciem. Patriotyzm – to takie patriarchalne! Razem pokazuje, że wcale niekoniecznie. Dyskusja o patriotyzmie jest więc dla niej okazją do przebicia się do mainstreamu, to znaczy zrobienia czegoś, co nie jest stereotypowo „lewackie”.

Political fiction

Wspólne oświadczenie zarządu Razem i Episkopatu wygłoszone ramię w ramię na placu Zamkowym – to dokładnie taki rodzaj political fiction, od którego na co dzień się uchylamy, ponieważ brzmi kuriozalnie, ale do którego dziś musimy znaleźć odwagę, chociażby po to, żeby wymyślić coś lepszego. Właśnie tak radykalne rozwiązania są potrzebne, by uwiarygodnić alternatywę wobec nacjonalizmu. Są też potrzebne do tego, by skłonić PiS do wyboru między marginalizowaniem nacjonalistów, a marginalizowaniem samego siebie.

Być może najtrudniejszym emocjonalnie krokiem opisanego tu rozumowania jest to, że posądzamy PiS o kolaborację z faszyzmem, jednak potępiając ich za to umacniamy ich w tym dążeniu. Żeby tę niechlubną koalicję rozbić, albo przynajmniej wykazać jej cyniczny charakter podyktowany chęcią posiadania własnej bojówki, musimy udowodnić, że patriotyzm bez PiS jest równie możliwy, co patriotyzm z ich udziałem. Wbrew intuicji oznacza to, że ich do tego tańca również trzeba zaprosić.


To jest oryginalny artykuł Republikacji.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter