polityka

Głośno przed burzą

Jacek napisał, że trzeba Ręce na pokład, a ponieważ tak mnie coś wczoraj tknęło przed snem na widok artykułu o prostowaniu bananów, że być może władze zbierają się do kręcenia kampanii przeciw Unii, oto moje ręce. Czyli, na razie, komentarze w dyskusjach.

W skrócie liczysz na to, że opozycja liberalna nagle da się namówić do merytorycznego przekazu i postawienia racji stanu nad interes partyjny. Czyli mamy przesrane.

W skrócie chodzi o to, żebyś Ty, [osobo z wcześniejszych komentarzy], i Ty, osobo, która to czytasz, i ja (dzień dobry), żebyśmy każdy osobno i detalicznie uświadomili sobie — nie na poziomie Głębokich Przekonań, tylko rzetelnie:

  1. o co naprawdę chodzi w Unii jako organizacji krajów europejskich (dla chętnych: jaki jest cel jej istnienia, jakimi środkami się ten cel realizuje, jaka jest jej struktura i jakim procesom podlega),
  2. co naprawdę wynika dla kraju, który jest członkowski (dla chętnych: kwoty, budżety, realne zmiany na plus, realne zmiany na minus, w jaki sposób bierze się udział w negocjacjach i ustawodastwie),
  3. w jaki sposób kraj członkowski może wpływać na punkt a) (dla zaawansowanych: spojrzenie w przyszłość i zastanowienie się, jak wygląda Europa bez Polski albo Polska bez Europy).

Przedstawiciele tzw. prawicy i jej mediów mogą próbować UE ośmieszać, sprowadzać do biurokratycznych absurdów i generalnie montować (emocjonalny) przekaz, że Unia to przeciwnik, do tego słaby. W ten sposób banalnie łatwo można doprowadzić do referendum, w którym zaprogramowana, głosująca publiczność zachowa się jak w Wielkiej Brytanii, a potem obudzi z ręką w nocniku.

Ponieważ mamy z nich nauczkę, możemy – Ty i ja – nie czekać na liberalną czy jakąkolwiek opozycję ani na ruch mediów innych niż rządowe, tylko już coś wiedzieć.

Możemy wywierać na powyższe organizacje oddolny nacisk jakimś widocznym działaniem.

Możemy przygotować sobie argumenty racjonalne i emocjonalne do dyskusji w pracy, w domu, na podwórku czy tam gdziekolwiek, gdzie spotykamy się z ludźmi o różnych wyznaniach politycznych.

Pod rozwagę:

Czy media inne niż rządowe zaczną teraz pisać o setkach tysięcy ludzi, które w zaciszu swojego domku i spokojnego sumienia są przekonane, że warto być w Unii?

Czy ośrodki opinii będą natrząsać się z tych tandentych prawicowych zabiegów antyunijnych, podczas gdy owe tandetne zabiegi trafią w punkt u elektoratu, a nam zostanie gasnący rechocik z ich głupoty, kiedy ludzie np. pójdą zajadle zagłosować za wyjściem?

Czy media chętniej napiszą o akcji na twitterze/fejsie (bo tak to się teraz odbywa), bo ludzie pod hasztagiem wrzucają selfiesa na tle jakiejś inwestycji? Czy lepiej wygląda zdjęcie kolejnej durnej okładki prawicowej gazetki, czy fotka człowieka z transparentem “mieszkam w Europie”?

Czym różni się rozmawianie na poziomie “jakie unia ma wady i co można z tym zrobić” od “jakie unia ma zalety i jak możemy wziąć w tym udział” w zależności od sytuacji, do jakiej chce doprowadzić władza? (Czyli: o czym warto rozmawiać, kiedy mamy dobrą pozycję, a o czym, kiedy nasz własny rząd próbuje nas wsadzić na minę).

Naprawdę, nie stać nas na przyglądanie się z bezpiecznej odległości i zaciąganie oparami leniwego “intelektualnego” “liberalizmu”, kiedy na naszych oczach dzieje się coś wystarczająco niepokojącego i wyłapaliśmy to odpowiednio wcześnie, żeby wskoczyć w to, zanim zacznie się rządowa kampania, na której stracą wszyscy — i my, i nasi prawicowi znajomi, i kraj, i Unia.

I tu mamy problem, bo kto to zrobi?

Tak, konkretny problem kto to zrobi ma odpowiedzi miękkie: ja coś mogę, my, ktoś powinien itp. Można to jakoś ułatwić, tj. wymyślać, co można robić, a potem próbować różnych rzeczy i zobaczyć, która zagryzie.

Przydałaby się tu burza mózgów, bo cel jest jasny: pokazać, że unijna wspólnota to przede wszystkim wielkie, obopólne korzyści i ja jako człowiek, a nawet obywatelka, wiem, dlaczego chcę być w UE.

(Nawiasem mówiąc, także w obliczu problemów, które wynikają z (każdej) szeroko zakrojonej współpracy, istnieją plusy z szeroko zakrojonej współpracy).

I to w ogóle jest fajne, ponieważ te korzyści są namacalne zarówno na poziomie jednostki (mój szpital dzięki współpracy unijnej ma nowoczesne maszyny diagnostyczne), krajowej (wszyscy jedziemy na tym samym wózku niezależnie od poglądów i np. mamy mnóstwo pracowni komputerowych w szkołach za fundusze unijne) i światowej (no, co Polska załatwiła w Unii, dzięki czemu na świecie jest lepiej? Z czego możemy być dumni i dumne?).

Potrzebne są pomysły na coś, w czym bez obciachu można by wziąć udział i mieć z tego trochę radochy, a trochę poczucia, że sprawa słuszna. Śmiało rzucajcie, #niemawstydu. Nie mówię, że w dziś komciach na fejsie wynajdziemy coś genialnego w swojej prostocie jak, nie wiem, np. zdjęcia z parasolkami plus hasztag i wszystko jasne, ale każdy pomysł będzie albo dobry, albo kogoś zainspiruje do rozwinięcia.

(Przypominam, że w burzy mózgów obowiązuje zasada, że cudzych pomysłów się nie omawia i nie zbija, tylko rzuca się swoje na stertę).

*

Jeszcze sobie przypomniałam, że Polska jako kraj ma poważny problem z przyjmowaniem pomocy, co też może powodować w ludziach niewygodę wewnętrzną w kontekście UE.

Nie zapominaj, że UE wymyśla też przepisy o krzywiźnie bananów. #samozło

No po prostu rozpierdala mnie, że to jest w ogóle jakiś argument (znaczy rozumiem, że to się świetnie zapamiętuje, a że chodziło wyłącznie o zielone banany trafiające do dojrzewalni, a standaryzacja ta zawiera sporo wyjatków, to już #nieśmieszne).

A mnie osłabia to, że było 13 lat na to, by przekonać większość ludzi, w jakich sferach skorzystaliśmy na wejściu UNII ABSTRAHUJĄC OD FUNDUSZY. Ale po wcale nie niemożliwym polexicie będziemy googlowali, o co cho z tą UE.

O, a przy okazji znalazłam inną fajną stronę: Euromity.


zapraszam do komentarzy pod oryginalnym wpisem na facebook.com/jzwesolowski/posts/793615414153130 lub na fanpejdż (re)publikacji.

Kaja

Pisze i rysuje na snafu, nagrywa podkast Nerdy Nocą oraz robi dziwne filmy na youtube. Można jej wrzucić pięć złotych na Patronite lub PayPalem. → facebook → twitter