demonstracje

Kontrdemonstracja 6 lipca 2017

Poszedłem na demonstrację antytrumpowską i świetnie się bawiłem. Przyszło raptem 200 osób, ale poprzedni raz, gdy widziałem taką energię, był w kwietniu zeszłego roku, podczas pierwszej rundy demonstracji aborcyjnych.

Tylko Lewica umie w Polsce wyzwalać tę energię na zawołanie.

Rozeszło się po kościach

Policja ustawiła nas nie przy samej Miodowej, lecz za plecami widzów, którzy już tam stali. Nie dziwię im się. Tak było bezpiecznie. Muszę w tym miejscu koniecznie oddać policji sprawiedliwość, że faktycznie jej zależało. Żeby dostać się na demonstrację, musiałem przejść przez dwa checkpointy, oba obsadzone i przez policję, i przez porządkowych. Za drugim razem policjant nie chciał mnie wpuścić, dopóki mnie nie “zatwierdził” ktoś z obsługi (na szczęście miałem przypinkę spod KPRM, która podziałała jak przepustka, więc utrzymałem fobię społeczną w ryzach; bez przypinki pewnie bym zawrócił na pięcie).

I faktycznie, jak tylko demonstracja podjęła pierwsze okrzyki, zrobiło się nieprzyjemnie. Tłum po przeciwnej stronie kordonu zaczął okazywać agresję, ale szczęśliwie rozeszło się po kościach. Swoją drogą, prawicowe wyzwiska i estetyka zupełnie się już odkleiły od jakichkolwiek znaczeń. Ludzie zza kordonu krzyczeli coś o ubeckich psach, sierpach i młotach, ale również widziano hailujących – a to wszystko pod godłem Solidarności. Pomieszanie z poplątaniem.

Nie umknęło mi, że sporo widzów wymykało się bokiem, jak mniemam po to, by stanąć gdzieś, gdzie będzie spokojniej. Zresztą “związkowcy” też sobie w pewnym momencie poszli i już nie przeszkadzali.

Karty na stół

Było bardzo fajnie i budująco, i szkoda, że nie przyszło więcej osób. Po dzisiejszym składzie poznałem, że organizacje, które ten protest urządziły, zrobiły swoje. Nie pomogły natomiast zachęty w mediach, które pisały o wydarzeniu dosyć szeroko. Tu niestety widać, że nie ma czegoś takiego jak zaangażowanie instant. Nie jest tak, że jak się ludziom powie, że jest fajna heca, to oni przyjdą. Muszą chociażby żywić zaufanie do organizatorów, a tymczasem jak mają je mieć, skoro o Lewicy pisze się w polskiej prasie jak o jakichś podwórkowych oszołomach, którym się zamarzyła gwiazdka z nieba?

Dzisiejsze wydarzenie miało ten atut, że było nieważne ze strategicznego punktu widzenia. Ot, pokazówka, mecz towarzyski. Ale za to było bardzo symptomatyczne, bo dokładnie pokazało, kto dzisiaj gdzie stoi w debacie o demokrację, prawa człowieka czy wręcz przyszłość Europy. Mogliśmy dziś, jako pewien ogół, pokazać (ale nie pokazaliśmy), że należymy do tej samej rodziny co Brytyjczycy, Francuzi czy Niemcy, a więc u nas też nie ma zgody na to wszystko, co Trump reprezentuje. Zamiast tego wzruszyliśmy ramionami.

Najważniejsze wydaje mi się, że dzisiaj zobaczyliśmy, że nie tylko rząd, ale także liberalno-konserwatywna część opozycji, rozumują na sposób prowincjonalny, a nie globalny. Wszyscy oni stanęli w równym rządku, żeby uklęknąć przed możnym panem z Wielkiej Ameryki. Tylko Lewica robi dziś w Polce politykę pryncypialną, na miarę kraju, który chce coś osiągnąć. Tylko Lewica umie dziś powiedzieć wprost, że Trump jest kanalią.

Lewica wielką literą

Rozmyślnie napisałem “Lewica” i rozmyślnie napisałem wielką literą. Granice politycznej Lewicy są dziś ostre jak żyletka. Trochę już mi się nudzi wymienianie za każdym razem tych samych organizacji, które w 90% spraw mówią jednym głosem:

  • Razem, najsilniejsza w tym gronie partia polityczna
  • Zieloni, partia jednej sprawy, ale za to bardzo wiarygodna w tej konkretnej sprawie, dzięki czemu Lewica może sobie pozwolić na walkę na dwa fronty
  • Inicjatywa Polska, która chyba chciałaby być partią, ale faktycznie jest think-tankiem; dzisiejsze przemówienie jej przedstawiciela było bardzo charakterystyczne w tym względzie; na marginesie, wolałbym, żeby IP think-tankiem pozostała, bo Lewica po prostu bardziej potrzebuje nowego think-tanku niż nowej partii
  • Inicjatywa Pracownicza, czyli anarchosyndykalistyczny związek zawodowy
  • Pracownicza Demokracja, prawdopodobnie jedyne z wymienionych tu ugrupowań zasługujące na łatkę “radykalnej” lewicy
  • antyfaszyści, którzy oczywiście formalnie dzielą się na tuzin grupek, bo taki już ich urok, ale niech nas to nie zwiedzie, bo oni wszyscy są bardzo zajęci

Nie ma w tym gronie SLD i przyznam, że nie obchodzi mnie, czy to dlatego, że z SLD został już tylko szyld, czy dlatego, że nie jest ono mile widziane, czy też może samo się trzyma na uboczu. Nie ma, to nie ma, a więc w praktyce nie współtworzy Lewicy.

Sama Lewica jest i zawsze będzie trochę abstrakcją. Zapytajcie losowe dwie osoby z tego grona o program, to Wam przytoczą trzydzieści Nieredukowalnych Różnic Poglądów. Ale jednocześnie to jest bardzo szeroki alians, sięgający od anarchistów aż do Nowackiej, która jest już w zasadzie centrowa. I ten alians od półtora roku konsekwentnie działa w sposób skoordynowany, a pewnie jeszcze ma duży zapas w tym względzie.

Ma również zdolność do zawierania sojuszy taktycznych, na przykład z ZNP i OPZZ.

Nie ma kotlecika

Polska polityka to jest taki trochę stół, na którym stoją trzy dania. Prawica to wielki, zimny, nieświeży udziec, który już trochę cuchnie spod przypraw. Tłuste, smaczne, tradycyjna kuchnia, ale jak to zjemy, to się strujemy. Opozycja liberalno-konserwatywna to jest z kolei koszyk cukierków. Śliczne opakowania, bardzo słodkie, jak się zje jeden, to by się chciało wszystkie, ale już wiemy, że to niezdrowa dieta i puste kalorie. A Lewica to jest talerz dla jarosza: brokuły, marchewka, groszek, kapusta, bób, papryka i co jeszcze. Zdrowe. Zrównoważone. Same witaminki. A my naprawdę nie mamy ochoty tego jeść, bo nam się marzy kotlecik.

NO ALE NIE MA KOTLECIKA! Są warzywka. Za mamusię, za tatusia, za braciszka, trzeba to zjeść. Będziemy od tego zdrowsi. Dziś nie jest pierwszy raz, gdy dostajemy tę lekcję, ale powinien być ostatni. Koniec wybrzydzania! Skoro nam wychodzi polityka w tym gronie, to ją robimy. Skoro ta polityka ewidentnie jest jedyną skuteczną – jedyną zdolną do osiągania jakichkolwiek efektów – to stawiamy na nią również jako osoby postronne i przestajemy ją wyzywać od lewactwa. Traktujemy Lewicę nie jak trzecią, lecz jak pierwszą siłę, bo to jest nasza karta wyjścia z więzienia – jedyna, którą mamy.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter