demonstracje

Konferencja prasowa, 26 lutego 2018

Ciekawostka: jak tak dalej pójdzie, to drugi tom “Kryterium ulicznego”, który wstępnie planuję zamknąć na wyborach do Sejmu, będzie dwa do trzech razy dłuższy od pierwszego. Wystąpienie uliczne stało się kanonicznym sposobem wyrażania opinii, do tego stopnia, że zdarzają się dwie różne manifestacje w tym samym czasie, a ja muszę wybrać, na której chcę być (a potem nie idę na żadną, bo coś mi wypadło). Mam wrażenie, że nikt się specjalnie nie przejmuje tym, że może skrzyknąć np. maksymalnie 20 osób. Jest transparent, jest szczekaczka – jest impreza.

W poniedziałek o jedenastej 20 osób to mniej więcej tyle, ile można się spodziewać. Byłem prawdę mówiąc dość zdziwiony, że Akcja Demokracja rozesłała aż dwa mailowe wezwania na swoje dzisiejsze wystąpienia, ponieważ To Nie Są Tanie Rzeczy, a szans na liczniejsze uczestnictwo po prostu nie było. Pod sądem na Marszałkowskiej stawiło się dziś właśnie około 20 osób, co zresztą nie przeszkodziło Weronice Paszewskiej chwalić się licznym udziałem “aktywistów i aktywistek Akcji Demokracji” i wymieniać miejscowości, gdzie wystawiono podobne pikiety, zupełnie tak, jak podczas masowych protestów w lipcu.

Spotkanie było de facto konferencją prasową na świeżym powietrzu i osobiście nie widzę w tym nic złego, zwłaszcza że nie przynudzali. Paszewska popastwiła się troszkę nad operatorami powierzchni reklamowych, którzy im weszli w paradę, odmawiając publikacji billboardów wzywających kandydatów do KRS do rezygnacji. Piotr Cykowski dopowiedział parę słów o meritum, czyli politycznym charakterze rekrutacji do rady. Odniósł się też do zarzutu, że Akcja Demokracja wywiera nacisk na sądy, zwracając uwagę, że czym innym jest rozprawa sądowa, a czym innym kandydowanie na stanowisko urzędnicze. Potem było jeszcze krótkie skandowanie i pytania od dziennikarzy. Jako że zwykle stoję na uboczu, zaznałem też wątku komicznego, mianowicie dwóch policjantów obstawiających zgromadzenie przez radio relacjonowało je komuś na żywo, między innymi dyktując napisy z transparentów.

Przyszło mi dziś do głowy, że Akcja Demokracja to nie jest ruch obywatelski, tylko agencja propagandowa. Nie powiem, że “reklamowa”, bo o ile wiem usługi Akcji nie są na sprzedaż, niemniej środki działania są takie, jakich spodziewalibyśmy się po agencji uprawiającej guerilla marketing. Stąd np. ten zwyczaj mówienia per “aktywiści” o ludziach, których aktywizm polega na tym, że podpisali Akcji jakąś petycję i teraz siedzą u nich w bazie adresowej.

Na tyle, na ile jestem w stanie stwierdzić, Akcja nie ma tak zwanych struktur, czyli umiarkowanie licznego grona osób średnio zaangażowanych, na które można liczyć w razie potrzeby. To właśnie “struktury” robią frekwencję na pikietach urządzanych w poniedziałek przed południem. Kiedy bywam na takich zgromadzeniach, widzę często te same twarze: po kilka osób z partii A, B i C, po kilka ze stowarzyszeń B, C i D, do tego wianuszek podobnych do mnie wolnych elektronów i tak się zbiera setka, albo i dwie. Gdyby Akcja chciała zobaczyć podobną frekwencję u siebie, toby się musiała skumplować z lokalnymi społecznościami autentycznych aktywistów.

Ale za to było dziś dużo kamer, co na pikietach zdarza się bardzo rzadko. Dziennikarze chyba dorównali liczebnie manifestacji. Akcja Demokracja jest agencją również w tym sensie, że umie się sprzedać.

Co do kumplowania, to mam mocne poczucie, że organizacje opozycyjne dużo zyskałyby na współpracy, ponieważ się uzupełniają. Powoli kończy się epoka generycznych ruchów obywatelskich, które powstały w ten sposób, że paru znajomych się wkurzyło, ale nie mieli do kogo z tym pójść, więc założyli stowarzyszenie, a dopiero potem zastanowili się, co teraz. Zaczyna być widać specjalizacje: jak chcemy mieć na imprezie tłum, to trzeba z tym iść do KOD-u; jak chcemy mieć dobrą oprawę i reżyserię, to nikt nie przeskoczy Razem; jak trzeba złamać protokół, to można polegać na ORP. No a najlepszą reklamę zrobi nam Akcja Demokracja.

Tego rodzaju synergie będą nam potrzebne w tym roku, ponieważ formuła demonstracji jako formy wyrazu wyczerpuje się. Robi się tego za dużo, nie można być wszędzie, a ludzie potrzebują też oddechu i przede wszystkim poczucia, że działanie przyniosło rezultat. Musimy więc albo urządzać lepsze demonstracje, albo wymyślić coś nowego.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter