demonstracje

1 maja 2018

1 maja 2018 r. byłem na dwóch bardzo odmiennych demonstracjach: okolicznościowym marszu OPZZ i na trwającym już drugi tydzień proteście na rzecz opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Na obu demonstracjach była podobna liczba osób, tj. około pięciuset, ale skład i nastrój zupełnie się różniły. Nie chciałbym skrzywdzić poszczególnych osób uogólnieniem, więc powiem tylko, że sądząc po tym, czyje oznaczenia było widać w tłumach i kto przemawiał, jedyną organizacją obecną na obu demonstracjach było Razem.

Pochód pierwszomajowy to pierwszorzędna okazja, by zobaczyć na własne oczy partię-widmo, czyli SLD. Już od prawie trzech lat biegam na demonstracje i zawsze jest tak, że jak mi gdzieś mignie jedna ich flaga, to już jest święto. A tu – niespodzianka, bo w odwiedziny do OPZZ przyszła cała wierchuszka i ze 200 działaczy.

Warto zapytać, czy to dużo, czy mało. Zrobię dwa porównania. Razem w tym roku postawiło na obchody poznańskie, więc w Warszawie, skąd wyjechała spora delegacja, musieliśmy się rozdwoić. Gdyby zamiast tego wybór padł na Warszawę i to tutaj przyjechaliby ludzie z innych miast, dałoby się to urządzić tak, żeby nasza ekipa przeważyła liczebnie. Z kolei mniej więcej w tym samym czasie, co OPZZ, osobno demonstrował RSS i też doliczył się kilkuset osób (a przynajmniej tak mówi Piotr Ikonowicz).

Jeżeli zdamy sobie sprawę, że pochody pierwszomajowe są w Polsce pół na pół imprezami integracyjnymi aktywu i pokazówkami dla przypadkowych przechodniów, to okazuje się, że SLD, partia jeszcze nie tak dawno temu rządząca, ma potencjał organizacyjny na tym samym poziomie, co radykalnie lewicowe ugrupowanie politycznego outsidera, który był trochę znany 20 lat temu. Jakub Majmurek słusznie zauważył niedawno, że SLD jest takim stworzeniem, które chodzi i straszy, bo jeszcze nie wie, że już umarło. Istnienie tej partii w polityce jest możliwe tylko dzięki konsumpcji resztek po starych dobrych czasach.

Na przykład na marszu OPZZ szef tej organizacji, Jan Guz, człowiek, który zaczynał karierę jeszcze w PRL, wystawił swoim starym kumplom laurkę metodą „no logo”. Polega to na tym, że stawiamy znaną wszystkim twarz na drugim planie, a sami bez podawania nazw i nazwisk nadajemy przekaz dnia, który się wszystkim odpowiednio kojarzy. Nikt nam nie może zarzucić, że lansujemy akurat daną partię, mimo że to właśnie się dzieje. To jedno przemówienie Guza jest politycznie warte więcej (i to z dużym zapasem) niż całe moje bieganie gdzie się da z razemową przypinką, pisanie w internecie i nawiązywanie kontaktów w terenie. To jednak nie zmienia faktu, że SLD nie dysponuje poparciem społecznym, ani nawet, wbrew pozorom, poparciem OPZZ, tylko poparciem Jana Guza.

Dla porównania, RSS był ruchem miejskim, zanim to było modne. Starzy kumple Piotra Ikonowicza nic mu nie załatwią, bo to są po prostu mieszkańcy, czyli ludzie wykluczeni, których Ikonowicz broni, a nie ludzie ustawieni, którym Ikonowicz coś obiecał. Z kolei Razem na to, żeby mieć „starych kumpli”, istnieje za krótko. Każdy, do kogo ja sam mógłbym w tym mieście przyjść, żeby się z nim kumplować, zapyta mnie z miejsca o moje portfolio, w którym na razie nic nie ma, bo jestem, tak samo jak wszyscy, kimś, kogo trzy lata temu wezwała do polityki racja stanu, a nie kimś, kto urządził sobie wokół niej karierę tuż po studiach.

Poparcie społeczne – na miarę swoich medialnych możliwości, a raczej ich braku – mają ci, o których jeszcze nie wspomniałem, czyli ekipa spod Sejmu. Tam też udziela się aktyw, tylko zupełnie inny. Rozpoznaję już tych ludzi z twarzy lub z nazwisk, bo są to od trzech lat wciąż te same osoby, których nikt nie zaprosi na wywiad do TVN, ale po dziesiątym czy piętnastym demie, na którym się ich widzi, zaczyna się ich już kojarzyć. Tego aktywu w Warszawie jest na oko – nie licząc Razem – kilkaset osób rozproszone w kilkudziesięciu organizacjach. Istotne jest jednak nie to, jak się lewica oddolna (dez)organizuje, lecz to, że ma autentyczny kontakt z rzeczywistością. Na protest na rzecz osób z niepełnosprawnościami przychodzi aktyw i osoby z niepełnosprawnościami. Na protest nauczycieli – aktyw i nauczyciele. Na protest lekarzy – aktyw i lekarze. Na protest antyfaszystowski – aktyw i antyfaszyści. I owszem, na większości z tych demonstracji zobaczycie HAŃBĘ, czyli nasz własny sposób na „no logo”: znak graficzny, w którym nie jest podane, że to transparent Razem, ale wcześniej czy później wszyscy się zorientują, o co chodzi.

Niesamowite jest dla mnie obserwowanie paraleli między OPZZ-owską rutyną a oddolną improwizacją. Gdyby zrobić pierwszomajowym demonstracjom zdjęcia, zobaczylibyśmy dwa zupełnie odmienne obrazki, a jednak powtarzałyby się w nich pewne elementy. Na Krakowskim Przedmieściu OPZZ wystawił staroświecką trybunę, taką z pulpitem dla mówcy. Pod Sejmem urzędujące tam OSA ma namioty i stałe nagłośnienie o momentami niesamowitych możliwościach, na przykład oni sobie zrobili wózek, na którym przenoszą głośniki wraz z agregatem, czyli mogą nagłośnić pochód bez wynajmowania samochodu. OPZZ z okazji 1 maja zorganizował występ komercyjnej kapeli. Pod Sejmem w pewnym momencie mikrofon wzięła pani o dobrym głosie i wszyscy wspólnie odśpiewali „Solidarność naszą bronią”. OPZZ urządził ekspozycję pod namiotami, gdzie na przykład obok stoiska Razem był stragan z watą cukrową. Pod Sejmem jest skromny bufet, gdzie dostaniemy wodę z cytryną. OPZZ przyprowadził umundurowaną orkiestrę. Pod Sejm i nie tylko tam przychodzą bębniarze-entuzjaści.

Forma w tym wypadku jest treścią, bo OPZZ sobie swoją demonstrację kupił i zmontował z usług profesjonalistów, natomiast protest pod Sejmem ludzie sami sobie zrobili z folii i sznurka. OPZZ zaprosił do przemówień wysoko postawionych działaczy. Pod Sejmem jest wolny mikrofon. W rezultacie w pierwszym wypadku mamy do czynienia z demonstracją siły, a w drugim – z formą nacisku politycznego i jednocześnie z czymś w rodzaju spontanicznej negocjacji wspólnego stanowiska. To wyjaśnia, dlaczego skład tych demonstracji jest rozłączny: OPZZ i SLD nie mają nic do załatwienia pod Sejmem, podobnie jak OSA, Klub Lewaka i Strajk Kobiet nie mają nic do załatwienia na pochodzie pierwszomajowym. Tylko Razem gra w obu ligach jednocześnie.

Tak jak powiedział pod Sejmem Mateusz Dobrowolski, najlepszy mówca tego wieczoru, powinno nam zależeć, żeby to był już ostatni taki protest osób z niepełnosprawnościami. Żeby następne nie były już potrzebne. Inaczej mówiąc: żeby przerwać trwającą od prawie 30 lat złą passę rządów, które miały w dupie, i wreszcie przegłosować sensowne regulacje.

Mateusz jest z Razem, ale w przemówieniu o tym nie wspomniał. Za to wymienił tych, którym przypada faktyczna zasługa za organizację protestu. Dla porównania, Razem mogłoby co prawda w razie potrzeby przyprowadzić kilkaset osób, ale tylko w jedno miejsce naraz i nie codziennie. Jesteśmy już dziś potrzebni – i zaangażowani – w dziesiątkach spraw, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Wkład, który dają obecnie organizacje oddolne, jest absolutnie bezcenny, ponieważ omija problem krótkiej kołderki, przed którym partia nie ucieknie, dopóki liczy dwa i pół, a nie dwadzieścia pięć tysięcy ludzi.

Jeżeli z 1 maja 2018 r. w Warszawie płynie jakiś wniosek, to taki, że związki zawodowe, organizacje na rzecz praw człowieka i grupy nieformalne mają swoje wybrane sprawy, na których się skupiają i w których mogą zrobić więcej niż ktokolwiek inny. Natomiast partie polityczne są od tego, żeby być wszędzie i by służyć wszystkim jako punkt kontaktowy oraz miejsce spotkań. Niektóre partie się z tego wywiązują i w tym właśnie są lepsze od pozostałych. Inne po prostu na miesiąc przed wyborami obdzwonią starych kumpli.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter