polityka

Szczęśliwego nowego roku

Czy Adrian Zandberg, Mateusz Kijowski, Ryszard Petru, Marek Jurek i, za przeproszeniem, Jacek Wesołowski mają ze sobą coś wspólnego? Odpowiedź na to pytanie znalazłem dzięki wizytom mojej znajomej na siłowni.

Znajoma miała ambicję, by stać się osobą umięśnioną i wysportowaną. Jednak bardzo szybko odkryła, że nudzą ją popularne ćwiczenia fizyczne, takie jak bieganie czy gimnastyka. Nie była w stanie osiągnąć celu tymi metodami.

Niemniej poradziła sobie. Szukała rozwiązania tak długo, aż odkryła, że pewne ćwiczenia na siłowni sprawiają jej radość, pod warunkiem że uczestniczy w nich pod kierunkiem trenera.

Klasyczne postanowienie noworoczne nie działa, ponieważ jest obietnicą bez pokrycia. Stawiamy sobie cel, na który nas nie stać nie tylko w sensie finansowym, ale również czasowym i emocjonalnym. Na przykład obiecujemy sobie, że będziemy dużo ćwiczyć, po czym odkrywamy: że to jest nużące, że nie mamy na to wygospodarowanego czasu w ciągu tygodnia, że ileś innych, pilniejszych spraw domaga się uwagi i tak dalej.

Bardzo często realizujemy cele w trybie zrywu, to znaczy podejmujemy nadprogramowy wysiłek. To działa tylko na krótką metę, ponieważ program nadobowiązkowy wyczerpuje nasze rezerwy. Każda rezerwa kiedyś się kończy, a wraz z nią – nasza zdolność do aktywności ponad siły. Pogardliwe określenie „słomiany zapał” jest krzywdzące, ponieważ zryw trwający w nieskończoność kłóciłby się z prawami fizyki.

Alternatywą dla zrywu jest nawyk. Nawyki to rzeczy, które udaje nam się wdrożyć w tak zwaną „codzienną rutynę”, inaczej mówiąc: rzeczy, które mieszczą się w naszym odnawialnym budżecie sił, emocji i uwagi. Jeżeli nawyk jest dostatecznie silny, to zaczyna sam siebie podtrzymywać, na przykład odczuwamy dyskomfort, gdy z przyczyn losowych przegapimy cotygodniową wycieczkę rowerem.

Moja znajoma wygrała, ponieważ zrobiła dwie ważne rzeczy. Po pierwsze obniżyła koszt swoich ćwiczeń, znajdując takie, które nie będą obciążały jej emocjonalnie (tj. nie będą jej nudzić). Co więcej, zmieniła koszt w korzyść, ponieważ jej bieżący wysiłek przynosi jej radość. Po drugie ustaliła, czego nie jest w stanie zrobić sama (tj. ustalić programu zajęć) i sięgnęła po zewnętrzne wsparcie (tj. trenera).

Postanowienia noworoczne zawodzą nie dlatego, że to głupi pomysł, tylko dlatego, że to dopiero połowa roboty. Poczyniwszy postanowienie powinniśmy zadać sobie szereg niewygodnych pytań: co muszę zrobić, żeby osiągnąć ten cel? Czy mam na to budżet finansowy, czasowy i emocjonalny? Jeśli nie, to jak mogę nadrobić moje braki? Czy mogę zrobić coś, żeby mój wysiłek był „tańszy”? Czy jest coś, co mogę wyrzucić z mojej codziennej rutyny, żeby zrobić miejsce na nowy element? Czy mogę zrobić coś, żeby wysiłek „zwracał mi się”, to znaczy przynosił dodatkową, bieżącą korzyść?

Wbrew pozorom nie postanowiłem założyć rubryki z poradami w zakresie rozwoju osobistego, tylko mam w powyższym wywodzie partykularny interes. Będę jeszcze do niego wracał przy innych okazjach, a dziś wspomnę tylko o sprawie, która ma dużą szansę stać się naszym zbiorowym postanowieniem noworocznym. Zawalimy je, a potem będziemy mieć z tego powodu wyrzuty sumienia, chyba że podejdziemy do niego z głową.

Mam na myśli oczywiście spór konstytucyjny, bo cóż innego.

Rząd ma w nim nad nami tę przewagę, że mu za to płacą, a raczej – on sam sobie płaci. Odnosi korzyść na bieżąco. Jeżeli chcemy z nim wygrać, musimy znacznie podnieść koszty, które ponosi, przede wszystkim w takich walutach jak poparcie i reputacja. Póki co rząd działa w oparciu o założenie, że jest w stanie przepchnąć każdą zmianę. Dlatego pierwsze pytanie na nowy rok brzmi: w jaki sposób możemy wykazać, że rząd nie jest skuteczny?

Działania opozycji są różnorodne, ale z mojego okna najlepiej widać dwa trendy. Pierwszym jest KOD, który działa na zasadzie zrywu. Osiągnął spory impet, ale jego rezerwy wkrótce się wyczerpią. Dlatego drugie pytanie na nowy rok brzmi: w jaki sposób KOD i jego sympatycy mogą zastąpić zryw nawykiem?

Partia Razem, czyli drugi trend widoczny z mojego okna, już tę pracę domową odrobiła, a jej strategia ma cechy „długiego marszu”. Dlatego na trzecie pytanie, które brzmi: w jaki sposób Razem może przyczynić się do wygranej w sporze, odpowiedź jest przewrotna: Razem już robi swoje, bo kreuje trwały nawyk, dlatego wszyscy inni powinni przestać zarzucać im (mylnie zresztą) brak udziału w zrywie.

Oczywiście dziewięćdziesiąt procent uczestników tego sporu nie jest ani w rządzie, ani w KOD, ani w Razem, tylko przygląda się z boku i się denerwuje. Ta większość nie jest bynajmniej milcząca, o czym świadczy zawartość społecznościówek. Każdemu z nas może się wydawać, że dokonuje mikroskopijnego, nieznaczącego, indywidualnego wysiłku, ale to tak, jakby kropla fali morskiej powiedziała, że sama nic nie znaczy. Cóż, sama to może faktycznie, ale fala morska składa się z wielu kropel płynących w nieprzypadkowych kierunkach.

Dlatego warto zadać czwarte pytanie: co my, niezorganizowana większość, możemy zrobić lepiej? W jaki sposób możemy obniżyć koszt osiągnięcia celu przez naszą stronę sporu?

Oczywiście nie dokonamy tego zrywem, lecz nawykiem.

Nawyk, który obecnie znacząco podnosi koszt osiągnięcia naszego celu w sporze, polega na tym, że myślimy binarnie. Ci, którzy zgadzają się z nami we wszystkim lub prawie wszystkim, są „swoi” – tym pomagamy. Wszyscy inni są „bucami” – w tych strzelamy ze wszystkich dział. Prowadzi to do sytuacji, w których każda grupa opozycyjna musi obawiać się przede wszystkim innych grup opozycyjnych, a nie rządu. Gdybym był rządem, kazałbym swoim trollom podszywać się pod jednych zwolenników opozycji, a nękać pozostałych, ponieważ wtedy część opozycjonistów uznałaby ich za sprzymierzeńców w walce z „bucami” i wspierałaby zamiast pognać precz.

Jako środek zaradczy chciałbym zaproponować każdemu następujące postanowienie noworoczne: wyrobię sobie nawyk mówienia: „zgadzam się z tą osobą w tej sprawie” i „nie zgadzam się z tą osobą w tej sprawie”.

Inaczej mówiąc: jeżeli się z kimś zgadzam, to w konkretnej sprawie, a nie we wszystkim. Jeżeli mówię, że ktoś ma rację, to nie znaczy, że ten ktoś jest moim bohaterem. I odwrotnie: jeżeli się z kimś nie zgadzam, to nie znaczy, że ten ktoś jest potworem. Po prostu nie zgadzam się – w tej konkretnej sprawie. Nie marnuję czasu na spekulacje, jak ta sprawa o kimś świadczy. Zgadzamy się albo nie. Kropka.

Stosując ten nawyk nie muszę zastrzegać, że ktoś jest albo nie jest „z mojej bajki”. Bajką na dziś jest konkretna sprawa i w niej mamy zbliżone bądź odmienne zdanie. Sekret polega na tym, że można mieć więcej niż jedną bajkę.

Gdybym dzielił ludzi na „swoich” i „buców”, to spośród osób wymienionych na początku artykułu w mojej bajce umieściłbym oprócz siebie tylko jedną. A gdybym teraz ją wskazał, to w większości przypadków Ty i ja odkrylibyśmy, że należymy do różnych bajek. Gdyby w naszych budżetach emocjonalnych mieściła się tylko jedna bajka, musielibyśmy się w tym momencie pożegnać.

A przecież mamy wspólne postanowienie noworoczne, by spór konstytucyjny zakończył się na naszą wspólną korzyść. W wielu innych sprawach się spieramy i te spory muszą nadal się toczyć. Chodzi tylko o to, by toczyły się osobno: obok, a nie zamiast.

Zgadzamy się w pewnej sprawie. Kropka. Szczęśliwego Nowego Roku.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/574599599388047

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter