cokolwiek

Autorytet to nie namaszczenie

I znowu ci biskupi…

Upatruję problemu gdzie indziej niż autor. To jest przejaw szerszej prawidłowości, polegającej na tym, że jest jakaś sprawa, z którą nie mamy na co dzień do czynienia, a która ma wymiar “techniczny” w bardzo szerokim znaczeniu tego słowa. W tym wypadku technikalium polega na tym, że się “uznaje Jezusa za Króla i Pana”, co z punktu widzenia kogoś, kto się na tym zna, jest zupełnie czym innym niż “mianowanie Jezusa królem Polski”, ale z punktu widzenia osoby postronnej jest dokładnie tym samym, ponieważ ta osoba nie jest wdrożona w retoryczne niuanse wyznania katolickiego.

Bez trudu znajdziemy analogie w wielu innych sprawach. Na przykład podczas ostatnich wyborów wielu skądinąd inteligentnym osobom nie szło wytłumaczyć, jak działa progresja podatkowa, która jest przecież prosta jak konstrukcja cepa, podobnie jak wspomniana różnica między dwoma znaczeniami słowa “król”. Problem, z którym się tu borykamy, jest emocjonalny, a nie racjonalny.

Polega on, jak sądzę, na tym, że zapoznanie się z faktem technicznym, a więc takim, którego nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć samodzielnie, wymaga zasięgnięcia opinii specjalisty, którego my sami uznajemy za znawcę danego tematu. Wydawałoby się, że biskup jest oczywistym znawcą tematu wyznania katolickiego, ale tak samo lekarz jest oczywistym znawcą tematu szczepionek, klimatolog jest oczywistym znawcą globalnego ocieplenia i tak dalej. Uznanie kogoś za znawcę, na podstawie faktu, że się w danym temacie specjalizuje, jest obecnie postrzegane jako gest dobrej woli, na który na ogół nie umiemy się zdobyć. Nie chodzi o to, że nie rozumiemy, co powiedział biskup, tylko że odrzucamy pomysł, żeby go w ogóle poprosić o “ekspertyzę”. I nie chodzi też o to, że mamy jakieś szczególne pretensje akurat do biskupów, tylko o to, że w ogóle nie bardzo uznajemy czyjekolwiek znawstwo.

Wydaje mi się, że obserwujemy upadek pojęcia “autorytetu” rozumianego jako rodzaj namaszczenia. Dajmy na to, że mam doktorat z żyrafologii stosowanej, a więc nadano mi autorytet w tym zakresie. Wszyscy powinni spijać z mych ust mądrości dotyczące żyraf, a przy okazji też wszelkie inne mądrości, bo w końcu przecież jestem Doktorem. Przeciwko temu ludzie się buntują: cóż z tego, że ktoś mnie namaścił i dał mi doktorat, skoro to już nic nie znaczy? Można mieć doktorat i nadal być idiotą. Masowe media i zwłaszcza internet obnażają ten fakt na każdym kroku. Podobnie w przypadku biskupów, lekarzy, ekonomistów i tak dalej.

Pojęcie autorytetu można zastąpić pojęciem specjalisty. Różnica polega na tym, że autorytet wiązał się z pozycją społeczną, w związku z czym zawsze był bardzo rozmyty: biskupowi się wierzyło nie tylko w technicznych kwestiach wiary, ale także w ogóle w różnych kwestiach. Specjaliście ufa się tylko w tej sprawie, w której się specjalizuje: nie dlatego, że jest kimś ważnym, sympatycznym, szanowanym, lubianym, tylko dlatego, że jest specjalistą. Mogę sobie być najzajadlejszym antyklerykałem i biskupów pasjami nie znosić, a i tak zapytam ich o tę intronizację, po prostu dlatego, że oni akurat na tym się znają. Jest oprócz tego mnóstwo spraw, na których się nie znają, a i tak się wypowiadają, i te wypowiedzi już będę traktował z dystansem, bo wykraczają poza ich specjalizację.

Myślę, że motyw zaufania do specjalisty da się wylansować nawet w obecnych warunkach. Zdecydowanie jest to coś, czym prasa mogłaby się zająć, ponieważ ma dużo okazji do trenowania tego nawyku. Dopytanie u specjalisty mogłoby nie tylko być elementem standardowej procedury factcheckowej, ale także stać się jawne, tzn. każde doniesienie prasowe o czymś tam powinno zawierać akapit: “już kiedyś pytaliśmy o to specjalistę i powiedział nam, że…”.

Brak zaufania do specjalistów wynika często z subiektywnego poczucia konfliktu interesu. Np. antyszczepionkowcy żywią przekonanie, że lekarze polecają im szczepionki, bo ktoś ich przekupił, a nie bo tak każe wiedza medyczna. Pomijają przy tym fakt, że ludzie, którzy szczepionki deprecjonują, też mają w tym interes. Wydaje mi się, że to oznacza, że trzeba o konfliktach interesu mówić jawnie i rutynowo, po to by przestały być magiczno-emocjonalno-spiskową narracją dla wtajemniczonych.


republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/731521070362565

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter