cokolwiek

Inwestycje w wyrozumiałość

Przezwyciężanie zaburzeń lękowych polega z grubsza na tym, że znajdujemy pewną sytuację, którą umiemy kontrolować, a potem stopniowo tę już posiadaną kontrolę rozszerzamy na sytuacje podobne. Raczej nie skaczemy “na główkę”, to znaczy nie pakujemy się od razu w sprawy najtrudniejsze, ponieważ w przypadku zaburzeń sam lęk jest źródłem lęku, a przez to bardzo łatwo wymyka się spod kontroli.

Dziesięć lat temu sytuacją, której nie umiałem kontrolować, było towarzyskie spotkanie z koleżanką. Mogliśmy na przykład umówić się na mieście na konkretne miejsce i czas, a ja potem nie docierałem, czasami nawet nie wyszedłszy za próg, a czasami zawróciwszy w pół drogi. Ponieważ jednak umiałem a) pójść do sklepu po bułki, b) pójść na imprezę do jednej konkretnej znajomej i wytrzymać tam kilka godzin, to na tych sytuacjach trenowałem przezwyciężanie lęku tak długo, aż inne rodzaje spotkań również stały się możliwe.

To poszerzanie granic własnej władzy nad sobą jest stopniowe i zajmuje lata. Na przykład dosłownie w tej chwili powinienem być 500 metrów stąd, na spotkaniu wcale nie towarzyskim, tylko otwartym, w miejscu publicznym, czyli generalnie w sytuacji prostszej niż impreza. Nie ma mnie tam, bo nie starczyło mi na to siły. Powód może się wydać arbitralny: spotkanie odbywa się na piętrze i żeby się na nie dostać, trzeba wejść po schodach. To czyni sytuację na tyle odmienną od tych, które już mam opanowane, by wszystkie lęki odezwały się na nowo.

Ale za to, na przykład, gdybym miał pójść na wyjątkowo huczną demonstrację, na której spodziewałbym się zamieszek i ryzykowałbym, że oberwę, to bym jak najbardziej poszedł, bo demonstracje mam już z grubsza ogarnięte. Spora w tym zasługa moich znajomych, z którymi kiedyś umówiliśmy się większą grupą na paradę równości. Mniej więcej pięć minut po tym, jak dotarłem na miejsce, nerwy dały znać o sobie i straszliwie rozbolał mnie żołądek, ale potem wypatrzyłem w tłumie znajomych i emocjonalnie było już z górki.

Rozmyślnie naruszam tym wpisem tabu, ponieważ ciąży ono na problemie powszechnym, a nie jednostkowym. Prawie co czwarta osoba w tym kraju na pewnym etapie życia (bo niekoniecznie przez całe życie) boryka się z takimi lub innymi zaburzeniami emocjonalnymi. Inaczej mówiąc, co czwarta osoba, którą znacie, już kiedyś potrzebowała, albo za jakich czas będzie potrzebować Waszej podpórki w sprawach, które Wam wydadzą się trywialne.

Również gdy spotykamy nieznajomych – czy to w pracy, czy “na mieście” – dobrze jest mieć nawyk brania pod uwagę, że ta osoba być może właśnie z czymś się zmaga. Choćby nie wiem jak się starała, zajmie jej to dłuższą chwilę, więc nie może tu i teraz być w stu procentach “dla nas”. W szczególności zaś może nie być gotowa na to, żeby “skorzystać” z naszej “pomocy”, to znaczy odpowiedzieć w zadany przez nas sposób na to, że nie pytając jej o zdanie sami zrobiliśmy to, co uznaliśmy za stosowne “dla jej dobra”.

Jeżeli jednak umiemy zdobyć się na to, by oszczędzić takiej osobie dodatkowych nerwów (co oczywiście wiąże się dla nas z dodatkowym wysiłkiem), przyczyniamy się do tego, że za którymś następnym razem ona będzie już mieć wprawę i zachowa się z grubsza tak, jak się tego po niej spodziewamy. Codzienna, przyziemna wyrozumiałość jest, wbrew pozorom, bardzo praktyczną inwestycją.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter