polityka

Egzamin dojrzałości

Około roku temu partia Razem weszła w „okres dojrzewania”. Wyczerpał się (nieuchronnie) wstępny rozpęd i entuzjazm, więc pojawiły się konflikty o kierunek i metody. Część osób odeszła, jak mniemam nie znajdując dla siebie miejsca w klarującym się układzie wewnętrznych sił.

To jest naturalny proces w organizacji opartej na uzgodnieniach, w odróżnieniu od organizacji opartych na posłuszeństwie. Mieliśmy niedawno kontrprzykład w postaci Nowoczesnej, która ma strukturę hierarchiczną. Lidera partii od dłuższego czasu krytykowano, ale na pierwszy rzut oka nic z tego nie wynikało. Wreszcie nastąpiło przełączenie i zobaczyliśmy zwrot, jeśli nie o 180 stopni, to przynajmniej o 60. W partii oddolnej tak gwałtowne zmiany są mało prawdopodobne, w zamian za to, że drobniejsze spory i rozdźwięki zdarzają się na co dzień. Inaczej mówiąc: w partii oddolnej debata wewnętrzna jest jawna. Model oddolny na dłuższą metę wydaje mi się zdrowszy.

Naturalność danego procesu nie oznacza jednak, że nic się w nim nie da sfuszerować. Właśnie mamy tego publiczną ilustrację, a partia Razem chcąc nie chcąc przechodzi egzamin dojrzałości.

Otóż jednym z głównych sposobów, w jaki zwalcza się Razem w polskiej polityce, jest nazywanie jej partią komunistyczną. Od strony czysto faktograficznej jest to bzdura, bo zarówno program partii, jak i zdecydowana większość członków wyraża poglądy socjaldemokratyczne. Gdyby, wychodząc od tych poglądów, chcieć dotrzeć do potocznie rozumianego komunizmu, trzeba by po drodze przejść obok radykalnych związkowców, anarchistów i wreszcie całej zgrai trolli wygadujących, co popadnie. Z kolei od strony emocjonalnej jest to obelga, ponieważ w Polsce przyjęło się rozumieć „komunizm” jako synonim ustroju Związku Radzieckiego, w tym zwłaszcza jego aspektu totalitarno-imperialnego. Nazwać kogoś w Polsce komunistą, to powiedzieć, że ten ktoś chce obalić demokrację, zabrać ludziom cały majątek i rządzić z użyciem przemocy.

W obecnej sytuacji, gdy rząd sobie kreatywnie poczyna z paragrafami, sprawa ma również złowrogi podtekst sądowo-więzienny, ponieważ artykuł 13. Konstytucji głosi, co następuje:

Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa.

Zauważmy, że po pierwsze komunizm jest wymieniony wprost, a po drugie użyto uściślającego sformułowania „totalitarne metody i praktyki działania”. Mówi się nam tutaj, że problem z nazizmem, faszyzmem i komunizmem polega nie tylko na tym, co te doktryny głosiły, ale także na tym, jak działały w praktyce. Tymczasem w praktyce zdecydowanie przeważającą formą komunizmu były ustroje Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, Chińskiej Republiki Ludowej i ich wasali.

Mało znany fakt, który akurat ja znam, bo byłem we właściwym miejscu o właściwej porze: kiedy 20 lipca około 22:00 pod Sejmem pojawili się krzykacze nawołujący do formowania blokad wokół Sejmu, po wewnętrznych kanałach Razem poszło polecenie, że członkowie mają się do nich nie przyłączać. Partia polityczna, w odróżnieniu od nieformalnych ruchów obywatelskich, ma nad sobą bat Artykułu 13 i musi uważać, żeby się nie podłożyć chociażby pod „stosowanie przemocy”. Zwłaszcza dotyczy to partii, przeciwko której od samego początku jej istnienia prowadzi się nagonkę, właśnie z myślą o tym artykule.

Dlatego kiedy Justyna Samolińska powiedziała niedawno, że za nazywanie Razem komunistami będą szły pozwy, nawet się nie zdziwiłem.

Natomiast najwyraźniej zdziwili się wchodzący w skład Razem komuniści. Rzecz jasna nie są to ludzie, którzy obalą demokrację, zabiorą nam majątek i przystawią lufę do skroni, tylko ludzie nawiązujący do komunizmu takiego, jakim go widziano w XIX wieku. Jego ówczesne postulaty były radykalne w tym samym sensie, w którym radykalnym odejściem od tradycyjnej etyki pracy jest koncepcja dochodu gwarantowanego. „Manifest komunistyczny” Karla Marksa pochodzi z roku 1848, czyli powstał 22 lata przed narodzinami Lenina, oraz, dodajmy, w roku Wiosny Ludów, w którym ludzie w całej Europie chwytali za broń, by domagać się ludzkiego traktowania. Z kolei w roku 1883, gdy Marx umarł, Stalin dopiero kończył 5 lat. Partia Razem zresztą całkiem oficjalnie walczy o oczyszczenie dobrego imienia Marksa, który z bolszewikami miał mniej więcej tyle wspólnego, co Nietsche z nazistami. Chętnie przytacza się na przykład fakt, że Marx popierał niepodległość państwa polskiego i uważał ją za warunek konieczny powodzenia przemian społecznych w Europie.

Mamy tu więc dylemat: czy zwalczać łatkę komunistów, ponieważ stanowi ona zagrożenie dla istnienia partii, czy też zwalczać przypinanie łatek komunistom, ponieważ stanowi ono zagrożenie dla uczciwego dyskursu politycznego. Skłaniam się ku opcji pierwszej, ponieważ nad Europą krąży obecnie widmo rewolucji faszystowskiej. Faszyści zaś, jak wiadomo, lubią mówić, że Hitler nie był taki zły, ponieważ budował autostrady i zwalczał bezrobocie, a z kolei u Mussoliniego jakoby pociągi dojeżdżały punktualnie. Bronimy się przed tego typu hipokryzją w ten sposób, że uzgodniliśmy, że słowa takie jak faszyzm czy komunizm nie są szwedzkimi bufetami, z których można sobie sobie wybrać, co nam się podoba. Są to raczej pewne pakiety. Podjęliśmy na pewnym etapie decyzję, że nie będziemy tych pojęć relatywizować. Wolnościowym komunistom proponowałbym, że skoro ich poglądy obejmują tylko część tego, co współcześnie rozumie się jako komunizm, to już najwyższa pora wymyślić dla siebie nową nazwę.

Nazywam tę sytuację egzaminem dojrzałości, ponieważ dojrzałość polega na przyjęciu do wiadomości ograniczeń, którym się podlega. Ograniczeniem polityki partyjnej o skali ogólnokrajowej jest fakt, że 99% ludzi, których ona dotyczy, nie bywa na niszowych forach, nie zapisało się i pewnie nigdy się nie zapisze do żadnej partii, w niuansach nazewniczych się nie orientuje, a przede wszystkim nie ma czasu, nie wspominając o chęciach, żeby włożyć dodatkowy wysiłek w nabycie lepszej orientacji. Powinniśmy pracować na rzecz zmiany tego stanu rzeczy, ale to się nie stanie z dnia na dzień. Na dzień dzisiejszy, jutrzejszy, a nawet zamiesięczny, musimy przyjąć do wiadomości, że komunikat polityczny musi być prosty.

Z związku z tym sytuacja, w której rozpoznawalna działaczka partii mówi „to oburzające, nie jesteśmy komunistami”, a chórek innych działaczy odzywa się na to: „a właśnie, że jesteśmy”, stanowi modelową fuszerkę. Osoba postronna nie ma szans dociec, że właśnie użyłem słowa „komunista” w dwóch różnych znaczeniach. Osoba nieprzychylna może się domyśli, ale to jej nie przeszkodzi wybrać to znaczenie, które jej bardziej odpowiada. Na przykład: w programie telewizyjnym powie „Razem to komuniści”, wiedząc że to się wszystkim skojarzy ze Stalinem. Przed sądem powie, że miała na myśli Marksa i sąd przyzna jej rację. Pójdzie fama, że Razem przegrało proces o zniesławienie. Otoczenie utwierdzi się w przekonaniu, że to pogrobowcy Stalina.

Problem nie leży w tym, że któreś znaczenie słowa „komunizm” jest lepsze czy słuszniejsze, tylko w tym, że jego użycie musi być spójne. To jest praktyczne ograniczenie, któremu w tym wypadku podlega Razem. Siłą rzeczy ktoś będzie z tego faktu niezadowolony, bo jeden chciałby używać słowa tak, a inny siak. Dojrzałość polega na tym, żeby się z tym swoim niezadowoleniem schować za ścianą prywatnego forum, bo tylko wtedy partia jako całość będzie mogła być skuteczna. Nie jest to kwestia posłuszeństwa, bo proszę bardzo, można sobie wspólną wersję ustalić w głosowaniu, natomiast jest to kwestia ciągnięcia wózka w tę samą stronę. Jeśli ktoś będzie ciągnął w inną, to wózek utknie albo się przewróci.

W praktyce musi istnieć coś takiego jak przekaz partii w danej sprawie. Obowiązuje on jej członków w tym sensie, że nie mogą twierdzić, że partia uważa coś innego, a zanim zgłoszą zdanie odrębne, które powinni wyraźnie oznaczyć jako takie, to muszą się trzy razy zastanowić. W 90% przypadków można oczywiście do woli debatować w prasie i w ten sposób budować jawność procesu politycznego. Niemniej jest pewien zakres szczególnie drażliwych spraw, w których musi być osiągalna dyscyplina w trybie „morda na kłódkę”.

Co więcej: do skutecznego działania partia musi posiadać zdolność budowy narracji, czyli w praktyce musi być możliwe naniesienie w harmonogramie punktu przecięcia dyskusji: dotąd spieramy się, ile wlezie, a odtąd emitujemy uzgodniony przekaz. Bez tego osoby postronne nie będą wiedziały, o co partii chodzi, a osoby nieprzychylne będą mogły jej imputować, co tylko sobie zażyczą.

Egzamin dojrzałości jest teraz. Terminu poprawkowego nie będzie, bo kampania wyborcza do samorządów właściwie już ruszyła. Pozostaje trzymać kciuki za maturzystów.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter