demonstracje

Kontrdemonstracja 5 lutego 2018

Nie mam luksusu udawania przed samym sobą, że antysemityzm dzieje się gdzieś obok. Żydem z pochodzenia jest mój dobry znajomy. Żydowskich krewnych ma człowiek, który pomógł mi kiedyś promować moją książkę. Żydem był mój dobry kolega z podstawówki. Poszedłem więc pod pałac prezydencki, dotrzymać towarzystwa antyfaszystom kontrdemonstrującym wobec tych drugich, popierających nową ustawę o IPN. Widziałem na zdjęciach, że ci drudzy mieli dość obrzydliwy w wymowie transparent o jarmułkach, ale sam nie dojrzałem go zza policjantów. Kontrdemonstranci wśród wielu transparentów mieli również taki z napisem „wstyd”, co wydało mi się adekwatne.

Zwinąłem się, zanim rzecz się skończyła, gdy już wydało mi się, że wszystko zostało powiedziane. Największą grupę wśród obecnych stanowili, jak się zdaje, policjanci, którzy otoczyli malutką grupę narodowców potrójnym kordonem. Antyfaszyści przeważyli w proporcji mniej więcej 10:1, co wystarczyło do zajęcia chodnika przed pałacem (część osób przeniosła się nawet na drugą stronę), ale nie do zakrzyczenia przemówień wzmacnianych przez silne nagłośnienie. W tle walki o pryncypia trwa bowiem licytacja decybelowa. Jak raz przydałyby się wuwuzele, którymi da się wyemitować dowolną ilość hałasu.

Pocieszające wydało mi się, że nacjonalistów jest tak malutko i że pomimo obecnej fali nastrojów nie przybywa im członków. Niepokojące z kolei wydało mi się to, że oni się teraz konsolidują: nad ich wystąpieniem powiewały czterech różnych organizacji, w tym ONR i Młodzieży Wszechpolskiej. Na marginesie zauważam pewne przesunięcie symboliczne: otóż flaga narodowa już nie jest dla narodowców ważna – więcej biało-czerwonych mieli dziś antyfaszyści – natomiast wyłącznym rekwizytem radykalnej prawicy pozostaje orzeł.

Nawet jeśli ludzie nie chcą się z tą hołotą bratać, to jednak nastrój raczej jej sprzyja. Na chodniku po przeciwnej stronie przechadzał się nastolatek, który nagrywał wszystko smartfonem, a nad głową trzymał karteczkę z nacjonalistycznym hasztagiem. Jakiś mężczyzna przechodzący z kilkuletnim dzieckiem zrobił mu zdjęcie na tle tłumu, a gdy dziecko, najwyraźniej nieświadome istoty rzeczy, zaczęło dopytywać, udzielił mu odpowiedzi wskazującej, że sprzyja raczej nacjonalistom.

Parę minut później inny mężczyzna, stojący akurat obok mnie, zaczął coś gadać – nie wiem, czy do mnie, czy do siebie – o tym, że czerwone flagi były za PRL-u. Robił tym aluzję do antyfaszystów, wśród których kilka czerwonych flag faktycznie powiewało. Martwi mnie, że pryncypialna słuszność tego symbolu nie idzie w parze z jego zrozumiałością. Im szybciej uda się wyjaśnić ludziom, co on dla nas oznacza, tym lepiej dla nas, jednak mało kto ma interes w tym, żebym nam w tym względzie pomóc.

Policja, w każdym razie, wyłuskuje z tłumu osoby trzymające czerwone flagi i nagrywa je. Wiem o tym, bo w chwili, gdy przeciskałem się przez tłum, jeden z policjantów dostał polecenie tej treści przez radio. Nie powstrzymałem się i spojrzałem na niego spode łba, na co on z kolei wydał mi się speszony. Nie wątpię jednak, że później polecenie wykonał.

Te dwieście-trzysta osób, biorących na co dzień udział w antyfaszystowskich protestach, nie poradzi sobie same. Brakuje im zarówno masy jak i rzeźby. W kwestii masy: oczywiście niezbędnym jest, by ich tam stało nie trzysta, lecz chociaż trzy tysiące. Przyznam, że nie wiem, jak do tego doprowadzić, bo jeżeli jawny antysemityzm sam z siebie, jako taki, nie zdoła wzburzyć ludzi na tyle, by wzięli udział w proteście, to mi w tym momencie kończy się skala i wyczerpuje się przybornik zachęt. Mści się na nas całkowity rozpad narracji antyrasistowskiej, który nastąpił około dwóch lat temu i na który, jak dotąd, nic nie poradziliśmy. Mówię to z pewną goryczą, bo od dwóch lat powtarzam, że coś z tym trzeba zrobić. Gdybym dwa lata temu zdołał namówić kogoś na przedsięwzięcie służące temu celowi, to właśnie teraz robilibyśmy premierę i byłoby jak znalazł.

Co do zaś rzeźby, to tutaj wszystkim przydałby się trening. Zastanawiam się, jak to się dzieje, że po dwóch i pół roku demonstrowania na okrągło wciąż zdarzają się wystąpienia, w których stosunkowo nieduży tłum nie umie się nawet zgrać, żeby krzyczeć to samo we wspólnym rytmie. Dosłownie o jeden uścisk dłoni obok są ludzie, którzy opanowali stosowne techniki w stopniu nadprzeciętnym. Dlaczego nie następuje transfer wiedzy i umiejętności?

Dostałem za to niezłe ulotki informacyjne firmowane przez ORP. Na jednej – wybór faktów o ONR, również przedwojennym. Wrażenie psuje tylko pasywno-agresywne hasło podsumowujące, w którym zapytano mnie, czy „nadal uważam ONR za patriotów”. Ma drugiej ulotce: skrót informacji o nowej ustawie i jej praktycznych skutkach. Mam poczucie, że takich akcji informacyjnych potrzebujemy teraz w dużych dawkach. Gdybym jeszcze dostał te materiały, przechadzając się po przeciwnej stronie ulicy, tam gdzie osoby postronne, a nie w samym środku kontrdemonstracji, tam gdzie stali „swoi”, to byłoby już całkiem nieźle.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter