demonstracje

Demonstracja 27 kwietnia 2018

Od 10 dni w Sejmie protestują opiekunowie osób z niepełnosprawnościami. Przed Sejmem organizowane są codzienne protesty solidarnościowe. Wybrałem się tam wczoraj wieczorem, ale to właściwie nie był lepszy ani gorszy moment na przyjście niż dowolny inny dzień, może poza tym, że był chyba zapowiadany mocniej niż poprzednie.

Przyszło około 500 osób. Towarzyszyło im zaskakująco dużo mediów i rozpoznawalnych postaci. Nawet bez okularów na nosie wypatrzyłem w tłumie pewnego neoliberalnego publicystę (zdziwiłem się), pewną działaczkę społeczną z Wrocławia, pewnego polityka, który wcale nie jest liderem partii lewicowej, oraz jego kolegę z sąsiedniego ugrupowania, pełniącego funkcję współprzewodniczącego. Trochę przez przekorę opowiadam o tym na około, ponieważ formalnie miało być „apolitycznie”: żadnych flag i emblematów partyjnych, dozwolone tylko przypinki.

Oczywiście taki protest, bez względu na deklaracje, jest polityczny jak cholera. Sami przemawiający, wśród których większość stanowiły osoby z tłumu, korzystające z wolnego mikrofonu, wdali się między sobą w debatę o tym, jak należy pomagać. Jeden pan z południa Polski chciałby po prostu dostać te 500 złotych i dalej sobie poradzi, a na domy opieki szkoda mu kasy. Inne osoby wskazywały potrzebę dużo bardziej rozbudowanej infrastruktury i zwracały uwagę, że skromna podwyżka równie skromnego zasiłku nadal niczego im nie załatwia. Bardzo dużo było mowy o tym, że obecne instytucje sobie nie radzą.

No i wątki osobiste: skoro w domu pracuję praktycznie całą dobę i nikt mi za to nie płaci, to jak mam jeszcze zarobić na siebie i swoich podopiecznych? Jak mam wtedy wyjść z domu i zabiegać o swoje interesy, uczestniczyć w polityce, interesować się światem, głosować? Czy to jest w porządku, że to właśnie mi wylosowały się takie obowiązki, że nie mogę robić tego, na czym najlepiej się znam, gdzie najbardziej się przydam i gdzie, umówmy się, najszybciej pompuję pekab? Jak refren wraca: co się stanie z moimi podopiecznymi, gdy umrę?

Na marginesie: zastanawia mnie, jak bardzo nasze nastawienie do opieki nad osobami przewlekle chorymi wynika z zaszłości i przyzwyczajeń. Dla porównania, nie mamy problemu z tym, że przez 12 lat, 5 dni w tygodniu, na kilka godzin dziennie powierzamy rodzone dzieci szkole. Nie pytamy ile to kosztuje, tylko ile trzeba dorzucić, żeby klasy były mniejsze, a nauczyciele lepiej przygotowani. Dlaczego nie mamy tyle samo serca dla dzieci, którym coś dolega?

Musimy znaleźć na wszystkie powyższe pytania odpowiedź. W tym celu ludzie będą musieli nauczyć się rozmawiać o programach, a nie tylko postulatach. „Apolityczność” całego tego zjawiska jest fasadą. Nawet wczoraj pozwolono na krótką wypowiedź pewnej posłanki, która zrobiła wszystkim przyjemność oświadczeniem, że nie wyjeżdża na majówkę, lecz zostaje w Sejmie. Kamery z pewnością wyłuskały z tłumu niejedną znaną twarz. Dziennikarze nagrywali wypowiedzi nie tylko osób z niepełnosprawnościami.

Kłopot zaczyna się, gdy ma ktoś stanąć i powiedzieć: my ludzie z partii takiej a takiej, przemyśleliśmy to i doszliśmy do wniosku, że należy nasz wspólny problem rozwiązać tak a tak. Wtedy oczywiście przyjdzie ktoś, kto tej partii nie popiera, więc chętnie powie, że to są bzdury, zdrada i niszczenie Polski. Sam jednak innego programu nie przedstawi, tylko poprzestanie na postulacie. Ludzie wtedy powiedzą, że nie chcą tego słuchać, bo to dyskredytuje ich protest. Na końcu Marta Frej znowu zrobi stylizowany portret z hasłem, w którym zapyta retorycznie, czy naprawdę ma wybór tylko między PO a PiS.

Nie mogąc dojść do głosu oficjalnie, wchodzimy tylnymi drzwiami. Przyszliśmy wczoraj z transparentem, na którym nie ma naszego logo, ale zabieramy go wszędzie, gdzie jego hasło pasuje. Jeżeli ktoś nas już zna, to przynajmniej wie, że to my. Zbieramy też podpisy pod projektem ustawy o 35-godzinnym tygodniu pracy: każda demonstracja, taka jak wczorajsza, to sto-dwieście osób, które zapoznają się z naszą propozycją. Większość podpisuje.

Tymczasem organizatorzy protestu pod Sejmem apelują o współudział. Była wczoraj kilka razy mowa o wystąpieniu masowym i padło też hasło „obywatelskiej majówki” spędzonej na demonstracji, zamiast na wywczasie. Rozumiem to jako wyraz pewnej potrzeby, a nie gotowości. Oczywiście jest to postulat słuszny i co więcej: coraz bardziej realny, bo wydłuża się lista grup, którym rząd zaszkodził, wbrew własnym obietnicom, a potem zaczął je obrażać. Cały dowcip polega na tym, że to program może te grupy zjednoczyć, a nie postulat.

Tymczasem warto odnotować zwycięstwo symboliczne: wszyscy już skandują „solidarność naszą bronią”. Gdy byliśmy podzieleni, nikt nie słuchał naszych skarg, solidarność świat odmieni, przestaniemy zginać kark…

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter