demonstracje

Demonstracja 8 marca 2018

Na warszawską demonstrację z okazji 8 marca, mimo że rozpoczęła się ona już o 18, przyszły 2-3 tysiące osób. Mogło być gorzej.

Nieoczekiwaną atrakcją wydarzenia stała się utarczka z drogówką, która poddała drobiazgowej kontroli technicznej samochód z nagłośnieniem i zmusiła demonstrację do posługiwania się jedynie szczekaczkami. Tak przynajmniej mówiły organizatorki, które nie omieszkały zrobić z tego dużej sprawy i ogłosić, że samochód został aresztowany. Z przebojami potoczyło się też podobno przygotowanie niespodzianki, o której za chwilę: uczestnicy byli zatrzymywani i spisywani, choć warto zauważyć, że samej niespodzianki im nie zarekwirowano.

Podczas imprezy przez dłuższy czas czułem się dziwnie, ale nie dlatego, że byłem mężczyzną na wystąpieniu kobiecym, bo akurat mężczyzn przyszło sporo, co nas zresztą powinno chyba cieszyć. Co więcej, prywatna inicjatywa przyjechała z trąbkami, a w tłumie rozdawano co najmniej trzy różne gazetki i jedno oświadczenie. Chyba więc generalnie uznano, że to jedna z tych demonstracji, na które wypada przyjść. Trochę zastanowił mnie skład: organizatorki współpracują z OSA, za to nie zauważyłem ORP. Spośród partii przyszło Razem w sile dwóch transparentów i kilku flag, ale nie widziałem Zielonych (za to na zdjęciach warszawskiego okręgu Inicjatywy Polska widać osoby obecne na demonstracji, noszące przypinki tej organizacji). Pojawiły się za to emblematy egzotyczne: jeden z transparentów głosił „wolna Praga”, a w tłumie szły dwie flagi, które najprościej określić jako zbiór pstrych ciapków.

Czułem się dziwnie, ponieważ wiele wznoszonych dziś haseł pochodzi z czasów, gdy na protesty przychodziły nie trzy tysiące ludzi, lecz trzydzieści tysięcy. Jest w nich mowa o tym, że „są nas tysiące”, że mamy siłę, że „idziemy po prawo i sprawiedliwość”, że nie należy z nami zadzierać i tak dalej. Odnoszę wrażenie, że lepiej byłoby przychodzić na różne demonstracje z różnymi hasłami, tak aby osoby postronne zawsze słyszały to, co widzą.

Hasłem, któremu brakuje waloru samoobjaśnienia, jest na przykład „myślę, czuję, decyduję”. Dziś jedna osoba w trakcie skandowania tego hasła podeszła do mnie, by zapytać, o co chodzi (nota bene: był to mężczyzna, a gdy powiedziałem mu, że chodzi o prawa kobiet, uśmiechnął się i powiedział, że to dobrze). Inna osoba, którą mijałem w innym punkcie marszu, stwierdziła do swojego kolegi, że to chyba, cytuję, „marsz pedałów”.

Od dwóch lat nie opuszcza mnie wrażenie, że wystąpienia na rzecz praw kobiet nie są szczególnie dobrze przemyślane. Już w kwietniu 2016 roku notowałem, że mówczynie na scenie przemawiały do siebie, nakręcając zaangażowanie swoje, ale nie tłumu. Dziś było podobnie, gdy po dotarciu pod scenę przy rondzie Dmowskiego od czasu do czasu ekipa ze sceny podejmowała skandowanie już nawet nie tyle haseł, ile krótkich przyśpiewek. OSK ma najwyraźniej opracowany cały śpiewnik takich utworów, liczących po 16 sylab. Są one absolutnie nie do podchwycenia przez tłum po pierwsze z racji skomplikowania, a po drugie przez swój dość specyficzny przekaz, który trzeba sobie najpierw przyswoić, a dopiero przetrawiwszy można ewentualnie skandować jako swój. Są w Warszawie ludzie, którzy umieją wyreżyserować demonstrację znacznie lepiej. Martwi mnie, że przez dwa lata nie nastąpił transfer know-how.

Sporo się dziś działo na chybił-trafił, ale to nie znaczy, że się działo bez sensu. Było kilka mocnych punktów: przemówienie Krystyny Kacpury z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, odczytanie postulatów politycznych, skoczna piosenka, no i niespodzianka. Kacpura po prostu ma wprawę i nawet jak przemawia z kartki, to ma to ręce i nogi. Z kolei postulaty polityczne były przekrojowe, bo dotyczyły nie tylko praw kobiet, ale ekonomii i sprzeciwu wobec nacjonalizmu. To, czego zażądano, to właściwie już pewien kanon i wspólny mianownik nowej lewicy, więc nie zdziwiłem się, że mówienie o tym ożywiło tłum. Piosenka z kolei co prawda wpisuje się raczej we wspomniany wcześniej repertuar długich haseł i też absolutnie nie nadaje się do wspólnego śpiewania (a raczej – recytowania, bo to był rap), ale za to ktoś wpadł na prosty i skuteczny pomysł podłożenia pod tekst tłustego umcy-umcy, dzięki któremu szybko sporo osób zaczęło się ożywiać. Szkoda, że to był już prawie koniec zgromadzenia, a nie początek.

Wspomnianą wcześniej niespodzianką było odsłonięcie pomnika Polki Walczącej w postaci tegoż właśnie symbolu, czyli kotwicy z dodatkiem warkoczyka i sutków. Pomnik odsłonięto jeszcze na rondzie, a następnie w eskorcie tłumu przeprowadzono na noszach pod Sejm, gdzie spoczął przed wejściem do namiotu OSA.

Swoją drogą, w policji muszą czuć się nieco schizofrenicznie, bo najpierw policja ten pomnik obstawiała z trzech stron, żeby na pewno nikt go nie zaatakował, w tym szyku doprowadziła go pod Sejm, absolutnie nie robiła trudności z umiejscowieniem go tam, gdzie demonstranci sobie zażyczyli, po czym… każdego, kto stał w pobliżu rekwizytu, zgarnęła na boczek i spisała.

Jeszcze na rondzie, w trakcie przemówień, powrócił motyw aktywności politycznej. Jedna z mówczyń powiedziała bez ogródek, że nikt nie zrobi potrzebnej nam polityki za nas, a więc należy się angażować politycznie i wystawić własne kandydatury w nadchodzących wyborach. Mówczyni powiedziała wprost, że nie należy przy tym oglądać się na interes „największych partii”. Ja nie powstrzymałem się w tym momencie od łypnięcia w stronę stojącego z 15 metrów obok Razem, które mimo wszystko do „największych” się nie zalicza, za to na demonstracje tego typu przychodzi z transparentem głoszącym wprost: „kobiety do polityki”. Skoro udało się już przełamać tabu „no logo”, to być może następnym krokiem będzie zezwolenie przynajmniej niektórym partiom, by się lansowały ze sceny, chociażby po to, żeby ludzie wiedzieli, do kogo się przyłączać, zamiast zakładać dziesiątki kanapowych komitetów wyborczych.

Sporo osób skarży się ostatnio na zmęczenie polityką, a dziś nawet padła ze sceny wzmianka o tym. Nie miałem jednak wrażenia, że jesteśmy na przednówku, a raczej, że to cisza przed burzą. Nie da się przewidzieć, kiedy i z jakiej okazji pojawi się bodziec, który ponownie wyprowadzi na ulice wielotysięczne tłumy, ale coraz lepiej widać, kto w tych tłumach będzie sercem, a kto głową. Będzie dobrze, byle byśmy się znowu nie pożarli o jakąś pietruszkę.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter