z pamiętnika przedsiębiorcy

W światłach pociągu

Realia drobnej działalności gospodarczej, takiej jak moja, są następujące. Jeżeli mamy w toku jeden sfinansowany projekt, to żyjemy z dnia na dzień. Jeżeli dwa, to nasza bieżąca kondycja finansowa jest przyzwoita. Jeżeli trzy, to możemy inwestować lub spłacać długi.

Miesiąc temu miałem sfinansowane pół projektu.

Minął miesiąc i teraz mam półtora projektu, dobre widoki na kolejny oraz wreszcie udało nam się skompletować narzędzia potrzebne do pozyskania tego brakującego pół. To taka różnica, jak pomiędzy staniem na torach i gapieniem się na nadjeżdżające Pendolino, a staniem o metr od torów i gapieniem się na Pendolino, które nas właśnie mija.

Prowadzę drobną działalność od czterech i pół roku i miałem już najróżniejsze przygody. Miałem inwestora, który się rozmyślił dokładnie w momencie, gdy (planowo) wyczerpałem własne oszczędności. Miałem klienta, który mnie i mojego wspólnika wystawił do wiatru, gdy papiery już były gotowe, na godzinę przed spotkaniem, na którym miał składać podpis. Miałem dobrych, rzetelnych współpracowników, którzy z dnia na dzień zapadali na ciężkie choroby, a sam też przez pewien czas byłem chory. Wielkim zakłóceniem mojej pracy zawodowej okazała się polityka.

Ale miałem też trzy udane kampanie crowdfundingowe. Dostałem mnóstwo wsparcia od patronów i życzliwych osób postronnych. Znajomi od czasu do czasu pożyczali mi pieniądze, współpracownicy czasami zgadzali się poczekać na wypłatę. Biurko, przy którym teraz pracuję, i fotel, na którym siedzę, dostałem w prezencie, podobnie jak naszą nową stronę WWW. Ryzyko, którym było samodzielne wydanie mojej poprzedniej książki o grach, w zasadzie pierwszej takiej pozycji w Polsce, okazało się trafione. Książka ma tak zwany „długi ogon”, czyli sprzedaje się dziś równie dobrze, co dwa lata temu, i zrobiła coś, czego się po niej nie spodziewałem, mianowicie okazała się projektem dochodowym.

Prowadzenie drobnej działalności gospodarczej można sobie wyobrazić jako stanie na wielkim węźle kolejowym z mnóstwem torów wiodących we wszystkie strony. Po torach pędzą pociągi, a prowadzenie działalności polega na przeskakiwaniu z jednego toru na inny. W tej analogii ktoś, kto prowadzi dużą firmę, jest maszynistą w jednym z pociągów i brak mu gwarancji, że nic mu nagle nie wyskoczy z naprzeciwka. Osoba zatrudniona na umowie o pracę jest pasażerką, przy czym zajrzywszy do przedziału odkryjemy, że cały pociąg jest napędzany przez samych pasażerów, którzy zamiast w fotelach siedzą na stacjonarnych rowerkach. Rowerki dla osób na śmieciówkach są przymocowane do wagonów od zewnątrz. Państwo próbuje na tej magistrali rozstawiać ograniczenia prędkości i sygnalizację świetlną.

Idiotów, którzy krzyczą, żeby zdjąć wszystkie semafory, bo im się spieszy, najchętniej zrzuciłbym z wiaduktu.

Funkcjonowanie w takich realiach jest siłą rzeczy potężną huśtawką. Nie dziwmy się, że co czwarta osoba w naszej populacji zapada na zdrowiu psychicznym. Marzę o gospodarce, w której moim jedynym zmartwieniem byłoby to, czy moja praca jest komuś potrzebna, a moi współpracownicy są ze mnie zadowoleni. W sumie dlatego jestem w partii politycznej, że taka gospodarka sama się nie zrobi.

Tymczasem sama polityka również została podporządkowana logice działalności gospodarczej, więc dla wielu z nas uczestnictwo w niej przypomina stanie na torach. Uskakiwanie przed kolejnymi pociągami jest stresujące i trzeba się do niego przyzwyczaić. Ale zapewniam Was, bo mam już w tym trochę wprawy, że to jest do zrobienia.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter