Postawić się
W charakterze ciekawostki pozwalam sobie wkleić tekst, który napisałem na Google+ z datą 24 maja 2014 (tj. półtora roku temu). Powstrzymuję się od redakcji w imię wierności faktom.
Tekst jest napisany polszczyzną niedbałą, ponieważ jego dostępność była ograniczona do grona moich znajomych. Z tego samego powodu jest w nim jeden skrót myślowy, który w obecnym kontekście wymaga doprecyzowania: pisząc, że “uchodźcy się dobrze nie zintegrują” miałem na myśli przede wszystkim to, że nie zostaną zaakceptowani przez swoich gospodarzy. Przy okazji jest to przykład na to, jak sposób wyrażania się zdradza koleiny naszego myślenia. Mówimy “uchodźcy się nie integrują”, jakby to była kwestia ich działań. W rzeczywistości jest to pętla sprzężenia zwrotnego, a my uchylamy się od swojej części odpowiedzialności.
Końcowe pytanie czuję się w obowiązku ponowić.
Jak sobie podsumowuję, w ilu krajach w ciągu ostatnich pięciu lat było na tyle niespokojnie, że ludzie do siebie strzelali z ostrej amunicji, albo sobie co najmniej tym grozili, to mnie trochę ciarki przechodzą. Zwłaszcza niepokojące jest to, że się takie rzeczy wydarzają całkiem blisko. Na przykład nie można wykluczyć wybuchu wojny na Ukrainie, a to oznacza, że nie można wykluczyć fali uchodźców na wschodniej granicy, a to z kolei oznacza, że można sobie wyobrazić narastanie tendencji nacjonalistycznych w Polsce w ciągu najbliższych 10-20 lat (bo nie oszukujmy się – uchodźcy się dobrze nie zintegrują i po paru latach będą na nich nagonki).
W Polsce na razie na zamach stanu zupełnie się nie zanosi, ale od lat mam wrażenie, że Kaczyńskiego ręce świerzbią i stara się stworzyć sobie okazję. Noc teczek raz już była; w 2006 Macierewicz z Ziobrą też nieźle dawali czadu; po Smoleńsku mieliśmy ten jebany krzyż na Krakowskim, a potem marsze z pochodniami raz w miesiącu.
Ja wiem, że Kaczyński z Macierewiczem to są już stare pierniki, ale tak się składa, że w ostatniej robocie była silna reprezentacja kibiców Legii i mówię wam, stamtąd wejdzie do polityki nowe pokolenie. Będą radykalni i będą mieć zaplecze.
Można sobie wyobrazić, że któregoś dnia nastąpi jakieś przesunięcie nastrojów, dajmy na to z powodu kryzysu gospodarczego (ostatnim razem nam się upiekło, następnym już nie musi), powstanie masa krytyczna niezadowolenia, które oczywiście będzie podsycane, a dalej napięcia już będą eskalować wykładniczo. A potem obudzimy się z ręką w nocniku.
Tak więc zapodaję lekki, niezobowiązujący temat na weekend: czy jesteśmy gotowi na to, że będzie trzeba ruszyć dupę z domu i postawić się narodowcom? Oczywiście nie wolno nastawiać się na przemoc. Ale też trzeba mieć świadomość, że kibole będą bić i że mimo to nie będzie można przed nimi uciekać. Wyzwanie leży w tym, że człowiek pojedynczy nie ma żadnej innej opcji jak ucieczka. Dopiero stu ludzi zebranych do kupy ma wybór. Ale kiboli też będzie stu, bo się zorganizują, więc przeciwko nim musi stanąć tysiąc albo i dziesięć tysięcy – czyli trzeba się zgrać naprawdę dobrze.
I nie chcę was martwić, ale jesteśmy coraz bardziej pokoleniem ludzi w średnim wieku, więc nie mamy tego luksusu, że ktoś pokaże palcem cel, krzyknie “wpieriod”, my tam pójdziemy i jakoś to będzie. To my będziemy od wskazywania palcem.
Czy jesteśmy w stanie się zgrać, w razie gdyby, odpukać, zaszła potrzeba?