Moja pierwsza manifestacja
Pamiętam moją pierwszą manifestację polityczną, ale nie pamiętam, kiedy nastąpiła. Wydaje mi się, że to była jesień 2006 roku.
Ówczesny minister edukacji, znany Wam być może ze słyszenia Roman Giertych, był uprzejmy wyrazić insynuację, że znany Wam być może ze słyszenia Jacek Kuroń był reżimowym kolaborantem i ogólnie niegodnym człowiekiem. Jacek Kuroń już wtedy nie żył od dwóch lat.
Ktoś wymyślił, by wskazanego dnia przyjść na grób Jacka Kuronia i zapalić świeczkę, po to by pokazać, że pamięć o nim jest żywa i zgoła odmienna od wersji rządowej.
Tak też zrobiłem, podobnie jak wiele innych osób. Pamiętam, że oprócz własnej przyniosłem świeczkę od znajomej, że pożyczałem komuś zapałki i że nie słyszałem przemówienia Tadeusza Mazowieckiego, choć stałem tylko kilka metrów od niego.
Postronny świadek tego zdarzenia zwyzywał nas od wykształciuchów. To było wtedy modne słowo.
Minęło dopiero dziesięć lat, ale już z tej niezbyt długiej perspektywy jasno widać, kto miał wtedy rację, a kto stracił dobre imię. Gdy spojrzymy na bieżące wydarzenia, widzimy równie dobrze, kto wyciągnął z tej lekcji naukę, a kto pozostał ślepy.
Kto gotów jest w imię uraz, nienawiści, kariery – bez miłosierdzia, bez szacunku, bez mrugnięcia niewidzącym okiem – mierzyć w nieobecnych, bezbronnych, biernych i postronnych – tego grób będzie tonął w mroku.
republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/597286867119320