kulturamilion dolarów

Historia opowiadana na nowo

Widzieliśmy już koszulki w powstańcze kotwiczki, wlepki o żołnierzach wyklętych, tort z Małym Powstańcem na czubku, a teraz internet straszy mnie zdjęciem „sexy husarii”. Trzeba powiedzieć to wprost: polski nacjonalizm systematycznie posługuje się popkulturowym przetworzeniem historii, które przejmuje rolę historii autentycznej.

To nie jest nowy motyw, tylko po prostu teraz nabrał siły. Czymże jest „Pan Tadeusz”, jeśli nie komedią obyczajową w settingu Europy Napoleona? Trylogię Sienkiewicza wprost omawia się w liceum jako rodzaj westernu. Kraszewski już na szczęście wypadł z obiegu, ale bibliografię w swoim czasie miał imponującą.

O tym, że właśnie te utwory przez długi czas kształtowały potoczne polskie rozumienie historii, mogę zaświadczyć następującą anegdotą. Otóż moja nieżyjąca już babcia na pewnym etapie swej emerytury postanowiła zostać historykiem i pisać podręczniki dla dzieci. Nie miała do tego merytorycznego przygotowania, ale też zupełnie nie czuła, że czegoś jej brakuje. Jej prywatny zakres wiadomości historycznych tworzył ciągłą, spójną linię biegnącą od Piasta Kołodzieja aż do Piłsudskiego, a to, że w jego skład wchodziły na równych prawach bajki Kraszewskiego, opracowania Długosza, prawdziwe podręczniki szkolne i oczywiście Potop, to był już szczegół implementacyjny.

Myślę, że dokładnie tak postrzegają historię miliony ludzi we współczesnej Polsce. Nie ma ostrej granicy między faktografią opartą na źródłach a stumetrowymi robotami kroczącymi wśród łanów żyta na oczach zdesperowanych obrońców II Rzeczpospolitej.

Podejrzewam, że do obecnego wzrostu potencji nacjo-propagandy przyczyniło się tzw. otwarcie na Zachód, ponieważ prawicowi autorzy podejrzeli mnóstwo sztuczek w amerykańskich filmach i komiksach. Jeszcze „Ogniem i Mieczem” z 1999 roku niemożebnie trąciło naftaliną, bo było przyzwoitym filmem kostiumowym z lat sześćdziesiątych. Ale już autorzy dzisiejszych koszulek z napisem „pamiętamy” czytali X-Menów i grali w „Call of Duty”.

Na razie dużo jest w ich produkcjach amatorszczyzny, ale nie łudźmy się – to im przejdzie. Stopniowo zajmują w polskiej kulturze potocznej to samo miejsce, które w Stanach okupują filmy o superbohaterach. Nacjo-propaganda na naszych oczach staje się popkulturą samą w sobie. Jeżeli nic nie stanie jej na przeszkodzie, z czasem osiągnie status oczywistości, ponieważ, w odróżnieniu od Stanów, nie mamy „anty-westernów”, czyli nutru popkultury rozliczeniowej. Od wykładania Całej Prawdy O Powstaniu są u nas Wajdowie, a nie Machulscy.

Możemy to zmienić. Możemy odebrać nacjonalistom historię. W tym celu musimy ich przelicytować.

Słabością popkultury w służbie polityki historycznej jest kołek do zawieszania niewiary. Nacjo-popkultura jak najbardziej historię fałszuje, czego najlepszym dowodem „żołnierze wyklęci”, ale jej swobodę ogranicza „chłopski rozum” przeciętnego, niewyrobionego odbiorcy. Można takiemu konsumentowi wciskać kit o patryjotach broniących ojczyzny przed żydami-komuchami, bo to się zgadza ze stereotypem. Nie można jednak dać patryjocie do ręki karabinu laserowego. Powstania Warszawskiego nie można w tej konwencji wygrać, chyba że moralnie.

Za to my możemy sobie pozwolić, na co tylko chcemy, bo wcale nam nie zależy na czyimś kołku do zawieszania niewiary w historię, tylko przeciwnie, chcemy ten kołek posiekać na trociny.

A to oznacza, że bazując z jednej strony na funkcjonujących w polskiej tradycji bajkach historycznych, a z drugiej strony na naszej wyśmienitej znajomości dorobku światowej popkultury, a zwłaszcza fantastyki, jesteśmy w stanie stworzyć naprawdę znakomity kontent, który wyprze „żołnierzy wyklętych”, bo będzie od nich lepszą rozrywką pod każdym możliwym względem. Przy okazji obnaży podatność wszelkiej popkultury na fałszerstwo.

Wchodzą do karczmy gruby Kozak i chudy Żmudzin. Wdowa-Żydówka podaje im trunek. WTEM do karczmy wpada banda wrednych szlachciców i ewidentnie ma coś do siedzącej w kącie Polki-szlachcianki. Potrącają Kozakowi kufel, ten protestuje, to zwraca ich uwagę, teraz mają pretensje do niego. Szable wyciągnięte, Żmudzin pomoże, ale szlachciców jest więcej. Tu historia z piskiem opon skręca precz od stereotypu, bo Polka-szlachcianka, zamiast siedzieć cicho, wtrąca się, że to do niej przecież mieli sprawę. Wynikiem tego komediowa bójka w karczmie, bohaterowie mają oczywiście pod górkę, ale dyskretnie pomaga im zarówno wdowa-Żydówka jak i sprytny Niemiec, na którego wcześniej nie zwróciliśmy uwagi. Zwycięstwo w bójce jest jedynie prologiem, bo Kozak, Żmudzin, Polka, Niemiec i Żydówka wyruszą za chwilę w niesamowitą podróż, poczas której napotkają ukrytą w lesie maszynę parową, konstruktora samopałów półautomatycznych, pierwszą na świecie komunę dzieci-kwiatów i last but not least bardzo podłego magnata-wyzyskiwacza, któremu będzie trzeba dać lekcję pokory.

Doprawdy, jak to się stało, że jeszcze nie ma „anty-Potopu”, to ja nie wiem, przecież ta historia aż się prosi o napisanie.


republikacja z https://www.facebook.com/jzwesolowski/posts/666178873563452

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter