Z perspektywy czasu
Kiedy nie mogę zasnąć, robię różne dziwne rzeczy, na przykład czytam swoje starsze wpisy i roztrząsam ich liczne uchybienia kompozycyjne. Skutkiem ubocznym jest to, że czytając je widzę w nich inne rzeczy niż te, które miałem na myśli, pisząc.
Na przykład teraz widzę, że proces narastania konfrontacyjnej retoryki na scenie politycznej rozpoczął się w sierpniu, a raczej – w sierpniu stał się zauważalny na tyle, że ludzie (w tym ja) zaczęli o nim pisać. Na przykład Sroczyński w Wyborczej miał felieton pod tytułem Trochę nam zbyt wesoło, który był krytyką naszego beztroskiego pogrążenia w wojenkach i podziałach. Między innymi napisał w nim:
Najgłupiej zachowuje się środowisko dziennikarskie. Poziom wojny plemiennej przewyższa tutaj wszystko, co znamy z polityki, Pawłowicz z Niesiołowskim to są niewinne figle w porównaniu z tym, co wyprawiają dziennikarze. Z entuzjazmem rozdmuchujemy najdziksze brednie i oskarżenia.
Opisywanie komplikującego się świata, rozumienie czegokolwiek, żeby rozumieli też nasi widzowie i czytelnicy – dawno abdykowaliśmy z tego obowiązku.
Przez tydzień zajmujemy się nikomu niepotrzebną awanturą o apel smoleński rozpętaną przez Macierewicza. Następnie trzy dni poświęcamy na rozważania, czy nowa wersja apelu to kompromis, czy kapitulacja, kto podpisał, co podpisał i czy słusznie podpisał. Cztery dni prawica wycina z przemówień Franciszka jedno zdanie o gender, a lewica – kilka zdań o uchodźcach, żeby się tym okładać.
Przypominam te słowa, bo one nagle okazują się bardzo na czasie. Znaleźliśmy się niemal z dnia na dzień w sytuacji, gdy KOD chce zamykać PiS w więzieniach, a z kolei PiS nazywa KOD zamachem stanu i obleka go w teorie spiskowe. Jeden głupi artykuł nie w porę i może być z tego jakieś łubudu.
republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/748667661981239