demonstracjepolityka

Demonstracja 9 maja 2017

Dzisiejsza anomalia pogodowa zyskała ofiarę w mojej nieskromnej osobie, ponieważ przewiało mnie i rozbolał mnie ząb. Nie zaszkodziła za to pikiecie w sprawie recept na antykoncepcję, bo przyszło tyle osób, ile się spodziewałem, czyli około stu demonstrantów i siedmiu funkcjonariuszy policji. Inaczej mówiąc – mój ulubiony rodzaj demonstracji.

Najciekawszy był wątek strategiczny, który zostawiam na koniec, natomiast z rzeczy bezpośrednio związanych z zasadniczym tematem spotkania warto wspomnieć o dwóch motywach przewodnich.

Cukierki

Pierwszym z nich okazały się cukierki. Sformułowanie: „lekarstwa to nie cukierki” znam z dzieciństwa, bo posługiwała się nim moja matka. Do dziś sporadycznie używam go jako skrótu myślowego, bo na przykład ostatnio powiedziałem tak o lekarstwach na depresję, po tym jak znajoma wspomniała mi o swoich znajomych narzekających na utrudnienia w stosowaniu ich w celach rekreacyjnych (czyli zupełnie niewłaściwych). Najwyraźniej Konstanty Radziwiłł też sięgnął po to sformułowanie, zarzucając nastolatkom nadużywanie antykoncepcji. Strasznie tym wszystkich rozjuszył, bo mu dzisiaj te cukierki ciągle wypominali.

Widzę w tym ilustrację skali, w jakiej frazes włada polską polityką. Minister zdrowia, wypowiadając się w kontrowersyjnej sprawie, nie użył argumentów, lecz odwołał się do najprostszych skojarzeń i nawyków myślowych swojego pokolenia (Radziwiłł jest mniej więcej rówieśnikiem mojej matki). Lekarstwa + cukierki = bezmyślna młodzież.

Upokorzenie

Drugim motywem przewodnim było systemowe upokorzenie kobiet. Mówiło o tym sporo osób, a Monika Auch-Szkoda z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet zrobiła wygodną wyliczankę:

  • walczy się z antykoncepcją (pigułki po wprowadzeniu recept staną się bezużyteczne, bo okno na zażycie wynosi trzy doby),
  • walczy się przerywaniem ciąży tam, gdzie prawo je dopuszcza (obecnie trwa kampania nękania obsług szpitali – z tym walczy akcja Szantaż z dala od szpitala),
  • likwiduje się standardy porodowe,
  • obniża się standard opieki w żłobkach,
  • odbiera się możliwość terapii i nauki w szkołach dzieciom ze specjalnymi potrzebami, takimi jak niepełnosprawności,
  • zwalcza się konwencję antyprzemocową.

Dodajcie dwa do dwóch. Gdyby chodziło o zdrowie dzieci, to by się ta lista nie składała z rzeczy, które uderzają w opiekę nad nimi. Nabiera sensu, gdy zdamy sobie sprawę, że tu chodzi o zmuszenie kobiet do pozostania w domu poprzez narzucenie im konieczności opiekowania się dziećmi samodzielnie (bo szpital nie pomoże, żłobek nie pomoże, szkoła nie pomoże, mąż nie pomoże…). Konserwatyści doskonale wiedzą, że nie trzeba wprowadzać jawnego przepisu, że kobieta ma siedzieć w domu, dlatego że przymus ekonomiczny też działa, a nie rzuca się tak w oczy i nie trzeba się aż tak tłumaczyć za granicą.

Konserwatyści

No właśnie, konserwatyści. O tym też była mowa i był to szalenie interesujący wątek, chociaż ze sprawą związany pośrednio. Barbara Nowacka i Marek Kossakowski (zupełnie nieprzypadkowo akurat oni) poruszyli temat „na kogo głosować”. Nowacka powiedziała wprost: nie głosuj na konserwatystów, bo konserwatystami dyrygują biskupi. Konserwatystów wyprowadzimy z Sejmu (pierwsza osoba, liczba mnoga) w następnych wyborach.

Kossakowski z kolei zrobił wyliczankę partii, na które „przecież nie zagłosujecie”, w domyśle z tego względu, że mają prawa kobiet w nosie. Wymienił PiS, PO, Nowoczesną, Kukiza i PSL. SLD nie wymienił, ale powiedział, że ci, którzy bronią praw kobiet, „są tutaj”, na pikiecie. Nie żeby coś, ale wiecie – SLD nie było.

Trzecia osoba, Agnieszka Wiśniewska z Krytyki Politycznej (też nie przypadek!) namawiała do zawierania koalicji. Jej rozumowanie było następujące: współpraca polskich liberałów jest nam potrzebna do zmiany prawa, ponieważ jeszcze długo nie zdołamy przeprowadzić tego na własną rękę. Polscy liberałowie co prawda mają prawa kobiet w nosie, ale za to nie mają w nosie Unii, której się boją i którą poważają. Tymczasem w Unii naszej sprawie powszechnie się sprzyja. Sojusze międzynarodowe są nam potrzebne po to, żeby mieć lepszą dźwignię na polskich liberałów.

Konsensus

Wspominam czasem, że lubię chodzić na małe demonstracje, bo o ile na dużych padają sformułowania „dla kamer”, o tyle na małych mówcy zwracają się do siebie nawzajem. Jest to ograniczona forma debaty wewnętrznej w danym środowisku. Na co dzień wszyscy siedzimy na tym nieszczęsnym Facebooku, gdzie widnokrąg przesłaniają nam potyczki o drobiazgi, więc to na pikiecie destyluje się wspólną sprawę.

Dzisiaj ta sprawa wyglądała tak, że po pierwsze wszyscy byli dla siebie bardzo mili, padały różne wzajemne uprzejmości, a po drugie wszyscy mówili dokładnie tym samym językiem. Po trzecie, ani Nowacka, ani Kossakowski nie powiedzieli: „głosuj na Inicjatywę, głosuj na Zielonych”. Może to kurtuazja wobec gospodarzy, ale ja myślę, że nie tylko. Zobaczcie: Wiśniewska i Kossakowski mówili o liberałach w trzeciej osobie. Wiśniewska i Nowacka nalegały, że potrzebujemy Unii. Nowacka i Kossakowski mówili o wadze głosowania w wyborach. To jest konsensus. Myślę, że mamy w nim punkt wyjścia do wspólnej listy lewicy, i to w takim kształcie, który sam widziałbym najchętniej.

Miałbym stuprocentową pewność co do tego, gdyby na koniec do mikrofonu podszedł Adrian Zandberg albo Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (oboje byli na miejscu) i jakoś to wszystko przyklepali. Ale z drugiej strony – po co mieli to robić, skoro Razem tę pikietę urządziło, firmowało i ściągnęło na nią wymienionych?

Rozmyślam o tym i jakoś już mniej mnie boli ten ząb.

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter