Demonstracja 7 października 2017
Na demonstracji lekarzy-rezydentów (współpracujących z innymi zawodami medycznymi) przed ministerstwem zdrowia było około pięciuset osób. Wszyscy nie zmieścili się na chodniku przed gmachem, więc część osób stanęła po przeciwnej stronie ulicy, a później zajęła także jezdnię. To bardzo duży skok w porównaniu z pikietą pielęgniarek w lecie zeszłego roku. Ciekawie będzie przyglądać się, jak się te dwa środowiska w pewnym momencie dogadają i zaczną występować wspólnie.
Demonstracja była “no logo”, ale dostrzegłem w tłumie parę osób, o których wiem, że są partyjne, dlatego myślę, że na miejscu byli nie tylko lekarze. Niemniej to oni przemawiali i nadawali ton, więc spotkanie miało zdecydowanie charakter wspierająco-mobilizacyjny. Było dużo dziękowania sobie nawzajem i zachęcania do dalszej walki.
W pewnym momencie prowadząca zaczęła wypytywać o miasta, z których przyjechali uczestnicy i szybko okazało się, że jest cała Polska. To jest już poziom organizacji porównywalny z ZNP. Postulaty i sam protest (przypomnijmy, że jego częścią jest głodówka) najwyraźniej cieszą się sporym poparciem w środowisku, bo do rezydentów, czyli lekarzy młodych, dołączyli ich starsi koledzy, którzy podobne wystąpienia urządzali 10 czy 20 lat temu. Warszawski Uniwersytet Medyczny udostępnił protestującym pomieszczenia do spotkań i wypoczynku.
Strasznie szkoda, że jest w Polsce zwyczaj organizowania takich protestów w zamkniętym gronie “środowiskowym”. Dyskusja przez to toczy się między rządem a lekarzami. Najwyraźniej nie ma wśród organizacji zawodowych odruchu, żeby zwracać się wprost do najwyższej instancji, czyli opinii publicznej. To się później kończy tym, że rząd lub sprzyjający mu publicyści rozpuszczają podważające wiarygodność plotki, na przykład o lekarzach zgarniających trzy pensje w trzech szpitalach i żyjących z tego na wysokiej stopie, kosztem pacjenta.
Rzeczywistość jest zgoła odmienna, a argumenty lekarzy są bardzo przekonujące. Któż z nas chciałby, żeby wiózł go do pracy kierowca autobusu, który jest za kierownicą od 40 godzin? W takich właśnie warunkach jesteśmy leczeni, dlatego już czas, żebyśmy wszyscy zaczęli chodzić na lekarskie pikiety. Żeby to się stało, musimy wszyscy argumenty lekarzy usłyszeć. Dobrze, że są już grona polityczne, które nie czekają na zaproszenie od lekarzy, tylko same podejmują agitację w tym względzie (np. ja w ten sposób dowiedziałem się o dzisiejszej pikiecie).
Mówcy dzisiaj wyrażali radość, że media interesują się sprawą bardziej niż dwa lata temu. Faktycznie, widzę różnicę nawet w porównaniu z zeszłym rokiem: więcej kamer, więcej mikrofonów w tłumie.Czy zbliżamy się w końcu do momentu, w którym postulat poprawy warunków zatrudnienia przestanie być deprecjonowany jako roszczeniowość?