Szary człowiek
Pierwszym odruchem na wieść o pomyśle wyburzenia Pałacu Kultury jest myśl, że to temat zastępczy w obliczu międzynarodowej kompromitacji po święcie niepodległości. Ale mój znajomy postawił inną hipotezę: rząd przeraził się płonących przed Pałacem zniczy dla Piotra Szczęsnego.
Podchodzę na miejsce około 19.40. Światło zniczy nieśmiało prześlizguje się pomiędzy kołami zaparkowanych na placu Defilad samochodów. Współcześnie to miejsce nie służy już do celebracji, lecz pełni funkcję zaplecza. Zatrzymują się tu autokary i minibusy łączące Warszawę z Polską powiatową. Trybuna, z której niegdyś pierwsi sekretarze machali do defilujących żołnierzy, dziś jest zaledwie ciekawą anomalią architektoniczną: oto taras widokowy bez widoku. Zaiste, gdyby nie znicze, możnaby to miejsce, choć nie sam Pałac, zburzyć i zabudować od nowa. Mało kto by po nim płakał.
Teraz stało się pomnikiem.
Ściana trybuny zapełniona napisami: TO BYŁO TUTAJ, kluczowe daty, nazwisko. Napisy się zmieniają, a więc ktoś je usuwa, a potem nanosi od nowa. Manifest przyklejono tuż obok. Oparty o ścianę – portret zmarłego. Wzdłuż ściany – wiązanki kwiatów. Przed ścianą: kilkadziesiąt zniczy. Nieco z boku ktoś zgromadził te, które już zgasły. Na nowozamontowanej płycie chodnikowej z napisem „szary człowiek” – dokładnie jedna biała róża.
Pozostaję na miejscu przez kwadrans, próbując nie wyróżniać się spośród pasażerów, którzy na położonym tuż przy trybunie przystanku czekają na swoje autokary. Widzę młodego mężczyznę, który przez kilka minut trwa przed pomnikiem w zamyśleniu; innego mężczyznę, nieco starszego, który na moich oczach dostawia nowy znicz; mężczyznę w wieku podeszłym, który podchodzi, dokonuje przeglądu, wybiera wypalone znicze i przenosi je na bok, pozostałe zaś porządkuje tak, by usunąć luki. Widzę kilka par, które podchodzą, przyglądają się, rozmawiają przez chwilę i wracają.
Słyszałem, że pasażerowie są wobec tego zdarzenia obojętni, a ich życie toczy się jakby nigdy nic. Ale pasażerowie przyglądają się przyglądającym, podchodzą, czytają manifest. Nie czują się tu swobodnie; gdy w pewnej chwili spoglądam na młodą pasażerkę z walizką na kółkach o ćwierć sekundy za długo, ona płoszy się i odchodzi.
Czy w Siedlcach, Chełmie, i Bielsku Podlaskim śledzą politykę tak uważnie, jak my? Czy mają dostęp do niezbędnych informacji, czy tylko TVP? Czy znają Piotra Szczęsnego, czy też patrzą na znicze ze zdziwieniem, nie rozumiejąc, kim był ów, że zasłużył na taką celebrację?
Być może rząd faktycznie winien bać się zniczy. To jeden z ostatnich w Polsce symboli, którym wciąż można zaufać. Śmierć pozostaje sacrum. Nie kpi się z niej bezkarnie, nie wolno się pod nią podszywać. O zniczach się nie żartuje. Jeżeli więc ludzie przyszli ze zniczami na niedomyty przystanek autokarów, to znaczy, że mieli ważny powód.
Być może w mikroskali tego jednego przystanku dzieje się to, co zmarły zamierzał, a ludzie budzą się, choć pewnie tylko na chwilę.
Śmierć jest sacrum, a my obawiamy się profanacji. Nie wolno dopuścić, by krzyk zmarłego został zagłuszony wrzaskiem tych, którzy niczego nie zrozumieli. Jeżeli jednak pozwolimy mu wybrzmieć i zgasnąć, to za miesiąc czy rok znów będziemy rozpalać znicze ku czci kolejnej ofiary naszej obojętności. Właśnie dlatego być może znicze powinny płonąć nadal, by ich światło wciąż prześlizgiwało się pomiędzy kołami samochodów, wzywało nas w to miejsce i zmuszało do chociaż kilku minut zamyślenia.
Relacje z lat 2015-2017 znajdziesz w zbiorze “Kryterium uliczne”, który udostępniamy w całości na Republikacji.