Raport z 10 marca (nóż na demonstracji)
Zagadka: kiedy wolno przynieść nóż na demonstrację?
Nie załapałem się na gwóźdź programu. Gdy kwadrans przed dwudziestą szedłem Bagatelą w stronę Alej Ujazdowskich, minąłem osiem policyjnych furgonetek i kilkadziesiąt osób wracających z demonstracji. Furgonetki odjechały około ósmej. Ludzie spod rzutnika zostali. Było ich zdecydowanie więcej niż wczoraj o tej samej porze: o dwudziestej drugiej widziałem odpowiednio 40 i 200 osób.
Po ogłoszeniu ciszy nocnej zebrałem się do domu, bo obiecałem jutro być od 8 do 12.
Kiedy się patrzy na Razem z zewnątrz, uderza skuteczność organizacji. Wczoraj na miejscu był namiot, dziś – małe miasteczko. Od zaprzyjaźnionej działaczki dowiedziałem się, że namioty przyjechały do Warszawy z całej Polski, odbierane przesyłkami konduktorskimi. To najszybszy sposób na przerzucenie czegoś przez cały kraj, ale wymaga pewnej koordynacji, bo dwie różne osoby w dwóch różnych miastach o dwóch różnych godzinach muszą zdążyć na ten sam pociąg. Demonstracja zyskała również podwyższenie, krzesełka i kolekcję transparentów. Pojawiła się nawet służba porządkowa w sile dwóch osób, w sam raz do upewniania się, że demonstracja nie zajmuje ścieżki rowerowej.
Rowerzyści i tak jechali chodnikiem, bo stamtąd był lepszy widok.
Policja w sile kilku osób. W pewnym momencie demonstracja dziękuje im za ciężką pracę, przyjazne relacje i pomoc w utrzymaniu porządku. Ten protest nie jest przeciwko państwu, lecz przeciwko traktowaniu go jak prywatnego folwarku.
Rada na przyszłość: gdy widzicie, że nagle robi się wokół dwa razy więcej policjantów, to sprawdźcie, czy właśnie jest pełna godzina. Prawdopodobnie obserwujecie zmianę.
Hasła: państwo prawa, wolność-równość-demokracja, “mamy kawę i herbatę, nie wracamy dziś na chatę”. Wuwuzel brak, zamiast nich skoczna muzyka. W kąciku chórek żeński ćwiczy śpiew. Nieźle im idzie, tylko jeszcze się trochę za bardzo krępują.
Cały dzień docierały do mnie opowieści o fochach KOD-u na Razem, ale na miejscu nie było niczego takiego. Do fioletowego miasteczka przytulił się jeden KOD-owy namiot i jeden namiocik, a przed nimi stał tłumek równie żwawy, co gdzie indziej. Zamiast wyraźnej granicy – odwiedziny i przechadzki. Jeżeli to miały być osobne manifestacje, to nie wyszło, zwłaszcza że była tylko jedna stołówka.
Rozwiązanie zagadki: na demonstrację wolno przynieść nóż wtedy, gdy ktoś inny przyniósł sernik.
republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/605615606286446