Pokusa lekceważenia
Jak podają media nieprzychylne obecnemu rządowi, “marsz miliona”, wielka manifestacja poparcia, został odwołany. Rząd się teraz głupio tłumaczy, że nigdy nikogo nie zapraszał, wbrew bogatemu materiałowi dowodowemu.
Nie ukrywam, że ta wieść budzi we mnie pewną dozę schadenfreude, które jest oczywiście płytkim i nikczemnym uczuciem. Przesłania nam ono prawdziwy obraz sytuacji oraz skłania ku lekceważeniu przeciwnika, którego lekceważyć nie wolno, ponieważ wciąż ma najwyższe poparcie w sondażach.
Na nieco innym poziomie pojawia się satysfakcja następującego rodzaju. Gdyby ludziom się nie chciało i nie uczestniczyli w tych wszystkich, mniejszych i większych, ale coraz bardziej różnorodnych demonstracjach opozycyjnych, to rząd zorganizowałby sobie spokojnie demonstrację na kilkadziesiąt tysięcy osób i ogłosiłby sukces, a postronni obserwatorzy zgodziliby się z tą oceną. Teraz jednak, w kontekście dotychczasowych protestów, poprzeczka leży wyżej. Rząd musiałby zorganizować demonstrację liczącą 100 tysięcy osób, tylko po to, by nie stworzyć wrażenia, że został sam przeciwko wszystkim. Żeby ogłosić sukces i zwycięstwo w konkursie popularności, musiałby zgromadzić 200 tysięcy osób. Żeby postronni obserwatorzy w ten sukces uwierzyli, musiałby zgromadzić pół miliona.
Pokusa lekceważenia skłania nas ku przekonaniu, że taka demonstracja siły nie jest możliwa. W rzeczywistości nie jest możliwa jedynie tu i teraz, zapewne przynajmniej częściowo z powodu splotu okoliczności, takich jak brzydka pogoda, stosunkowo krótki czas na organizację oraz bliskość świąt.
Rząd teraz bagatelizuje tę sytuację, być może po to, by za jakiś czas spróbować ponownie. Dobrą okazją będzie na przykład 11 listopada, ponieważ wiadomo, że wtedy wiele osób i tak będzie się wybierać w pokrewnej intencji.
Nikt nie da nikomu z nas, za darmo, satysfakcji płynącej z przyznania się do porażki. Dlatego musimy sobie to powiedzieć na własną rękę: rząd przegrał tę rundę. To jest cios zarówno w jego wizerunek, jak i w determinację jego zwolenników, a to z kolei jest bardzo ważne, ponieważ wizerunek jest słabą stroną każdego rządu autorytarnego. Taki rząd musi konsekwentnie podtrzymywać przekonanie, że posiada szczególny autorytet, który upoważnia go do szczególnych działań. Jednocześnie nie może “odpuścić”, ponieważ w myśleniu autorytarnym każda miękkość, otwartość, zmiana kursu, zmiana opinii i tak dalej jest interpretowana jako słabość. Dlatego rząd nie mówi teraz, że odwołuje swój marsz, tylko że nigdy go nie planował. Nam się to wydaje kuriozalne, tymczasem dla ludzi o autorytarnych przekonaniach to jest jedyna dopuszczalna racjonalizacja.
Warto było parę razy się przejść i warto będzie zrobić to znowu, ponieważ takie bodźce stają się skuteczne dopiero wtedy, gdy się je powtarza. Nikt w PiS nie zacznie wątpić w linię rządu tylko dlatego, że parę osób zapędziło się w deklaracjach i wyszła z tego wpadka. Warto, żebyśmy konsekwentnie przekonywali ich, raz za razem, że rząd nie jest skuteczny, ponieważ to oznacza, że nie jest dobrym rządem autorytarnym (to, że nie jest dobrym rządem demokratycznym, większości z tych ludzi nie obchodzi).
republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/614518338729506