Imigrant jest dobry
Imigrant jest dobry, pod warunkiem, że nie jest imigrantem.
Pozwalam sobie na sarkazm, ale nie powinienem na nim poprzestać, dlatego że obserwujemy tutaj błąd poznawczy, a nie złą wolę. Podstawowym wyzwaniem związanym z każdą odmiennością jest Oswojenie: nie możemy w danej sytuacji zachować się rutynowo ani poczuć się bezpiecznie w ustalonych konwencjach, ponieważ odmienność je unieważnia. Rozmawiać z osobą odmienną trzeba się nauczyć, a to jest wysiłek i ryzyko (np. zanim się nauczymy, możemy kogoś obrazić).
Z mojego doświadczenia wynika, że, oswoiwszy się, większość ludzi, którzy wcześniej wyrażali obawy i niechęć, stopniowo okazuje się otwarta i życzliwa. Często pierwszym krokiem jest życzliwość wobec konkretnych osób: “nie lubię żółtków, ale ty jesteś w porządku” (gdzie “nie lubię” jest błędną autodiagnozą – gdyby mówca przyjrzał się sobie lepiej, powiedziałby “nie jestem przyzwyczajony i przez to trochę się boję, że w kontaktach z ludźmi podobnymi do ciebie narażę się na utratę twarzy”).
Drugim krokiem jest uogólnienie: “dla mnie imigranci są w porządku, mam z nimi dobre doświadczenia”. Trzecim krokiem jest usankcjonowanie nowej normy: “imigranci są w porządku, kropka”.
Z tego względu rzecznik różnorodności, który pragnie być skuteczny, winien jest swojej sprawie pewną rozwagę. Wśród ludzi wyrażających niechęć lub niezrozumienie odmienności przeważają nieoswojeni i nienauczeni. Tych trzeba uczyć i oswajać. Tymczasem popularna i atrakcyjna emocjonalnie konfrontacja przeciwdziała oswojeniu, a uczy tylko tego, że lepiej się trzymać z daleka. Większość awantur wywoływanych rzekomo w słusznej sprawie jest faktycznie karaniem tych ludzi za to, że sobie nie radzą z pewnym zjawiskiem. Jest to takie samo wykluczenie jak na przykład karanie kogoś za to, że jest biedny lub niewykształcony.
Rzeczywistymi przeciwnikami są tylko ci, którzy już się oswoili, tyle że w kierunku przeciwnym do pożądanego. Nie ma co się oszukiwać: im z nienawiścią jest dobrze, a dla odmienności znaleźli w swoim życiu określone miejsce i dokładnie wiedzą, co z nią zrobić.
Rzecz jasna ludzie nie są bezmyślni i wcześniej czy później z każdym zjawiskiem sobie radzą, tyle że nie zawsze w zdrowy sposób. To, w którą z dwóch możliwych stron się oswoją, zależy nie tylko od nich, ale także od nas. Dobrym przykładem na to jest historia POPiS-u, bo zjawisko dotyczy nie tylko odmienności etnicznej, ale również ideowej. Wroga nie tylko się ma, ale także się go tworzy. Różnica między polityką partyjną a kwestią różnorodności polega na tym, że idea różności zakłada, że nie powinniśmy być wrogami.
To pokazuje, że odmienność działa w dwie strony: jeżeli ja jestem odmienny od kogoś, to ten ktoś jest odmienny ode mnie, a więc ja też muszę się z nim oswoić. Jeżeli, jako rzecznik różnorodności, oswajam się w kierunku wykluczenia, staję się moim własnym przeciwnikiem.
Uderzyło mnie jak absurdalne jest w rozmowach o imigrantach stwierdzenie “gdyby wszyscy imigranci byli tacy jak ty, przyjmowałbym z otwartymi ramionami”. To, jaka jestem, jest efektem wychowania w Polsce. Jedzenia pomidorowej, życia na granicy dwóch kultur i czytania trójcy Siesicka-Sapkowski-Świetlicki. “Takich imigrantów jak ja” w ogóle by nie było, gdyby ktoś kiedyś nie wpuścił “takich jak nie-ja”.
republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/640318556149484