Plany rządu
Jest bardzo duża różnica między zapowiedzią, że coś się zrobi, a faktycznym zrobieniem tego w sposób skuteczny.
Rząd zapowiedział w tym tygodniu dwie dosyć ekscytujące inicjatywy, podatkową i budowlaną. Timing obu jest dobrany tak, że ich owoce poznamy mniej więcej w okolicy następnych wyborów parlamentarnych. To się, wbrew pozorom, dobrze składa.
Jedną z głównych słabości PiS-u jest jego ideowa niespójność. Głosują na nich ludzie sfrustrowani i źle potraktowani przez życie, których trzeba, że tak powiem, przytulić. Liczy się nie tylko, co dla tych ludzi rząd zrobi, ale także, w jaki sposób to wykona. Jeżeli ktoś dostanie 500 złotych na dziecko, to się ucieszy, ale gdy potem przyjdzie kontrola i zacznie się czepiać wydatków, czar pryśnie. Tymczasem w PiS karty rozdają ludzie o niesamowicie elitarystycznym podejściu, myślący w kategoriach dobrotliwego pana, który uważa, że dba o swoich chłopów, bo skrócił pańszczyznę do czterech dni tygodniowo, więc teraz ma prawo tych chłopów wychować, na przykład ustalić dzieciom dietę, zorganizować niedzielny wypoczynek i tak dalej. Na to nakłada się wielki retoryczny kaszkiet tej partii, który każe jej na każdą doraźną trudność reagować eskalacją napięć. Przy każdym kroku prawa noga PiS-u podcina lewą, co doskonale pokazuje strajk pielęgniarek, a z rzeczy, o których się teraz mniej mówi – wystawianie do wiatru górników.
Dlatego o ile zgadzam się, że programy, które właśnie zapowiedziano, o ile zostaną dobrze przeprowadzone, przysporzą rządowi trwałego poparcia, o tyle widzę dużą szansę (a właściwie ryzyko), że ich wykonanie będzie znacznie odbiegało od ideału. Pokus ten rząd ma wiele: konflikty z samorządami, przekręty na rzecz kumpli z branży budowlanej, faworyzowanie niektórych kandydatów na nabywców, i, last but not least, budowanie samych mieszkań metodą tzw. gównianych oszczędności.
Dlatego wydaje mi się, że najlepszą odpowiedzią na plany rządu jest bardzo wnikliwa weryfikacja wszystkich zapowiedzi. Jeżeli gdzieś dom zostanie wybudowany krzywo, albo w celu zbudowania go jakaś staruszka zostanie wyrzucona ze swojej drewnianej chatki, albo okaże się, że wszystkie mieszkania przydzielono członkom chóru parafialnego, albo może jakaś gmina została pominięta w programie z przyczyn personalnych bądź politycznych – trzeba to wszystko udokumentować, zamieścić w księdze o odpowiednio dobranym kolorze, wykuć na blachę i wyłożyć hurtem na stół przed następnymi wyborami.
Wydaje mi się, że na dłuższą metę partie lewicowe są teraz w lepszej sytuacji niż liberalne, dlatego że liberałowie prawdopodobnie będą się upierać, że te programy są głupie i niepotrzebne, czym strzelą sobie gigantycznego samobója. Lewica natomiast może uczciwie i wiarygodnie twierdzić, że na miejscu PiS-u zrobiłaby to samo, tylko dużo lepiej. Jeżeli lewica odpowiednio skutecznie, to znaczy w sposób zrozumiały dla przeciętnego wyborcy, wypunktuje PiS za uchybienia, to przy następnych wyborach będzie z nim konkurować jak równy z równym.
Żeby przeważyć tę równowagę na swoją korzyść, lewica potrzebuje wartości dodanej. Moim zdaniem tą wartością jest “atmosfera”. PiS, jako partia autorytarna, jest skazany na takie nastroje jak dyscyplina, perfekcjonizm, wykluczenie i nierówne traktowanie. Ludzie wytrąceni przez życie z emocjonalnej równowagi znajdują w tym poczucie bezpieczeństwa. Ale ludzie, którzy widzą w swym życiu nadzieję na przyszłość (na przykład dlatego, że po raz pierwszy mają widoki na własne mieszkanie), zaczynają się w tym dusić. Lewica już dziś ma dla podduszonych gotową ofertę w postaci pakietu tolerancyjno-otwartościowego, ale na razie nie umie go sprzedać, a ludzie nie są gotowi na to, żeby go kupić.
Dobrze się składa, że mamy trzy lata na to, żeby ich do tego przygotować. Odradzałbym w tej chwili robienie z równości tematu pierwszoplanowego, z zastrzeżeniem rzeczy, które nie mogą czekać, takich jak przemoc wobec cudzoziemców i ofensywa ideologiczna skrajnej prawicy. Lepszym pomysłem wydaje mi się stopniowe nasączanie polityki tą kwestią, po to by przez najbliższe trzy lata wyposażyć ludzi w wiedzę i zrozumienie, a dopiero przed wyborami wyłożyć na stół kartę: “dobra, to teraz zdecydujmy się na coś”.
Żeby się z tym wyrobić w trzy lata, już dziś trzeba opracować nową retorykę równościową. Obecna się nie nadaje, ponieważ jest konfrontacyjna: tacy a tacy OŚMIELAJĄ SIĘ COŚ TAM COŚ TAM SEKSIZM COŚ TAM COŚ TAM RASIZM BUCE ZAORAĆ JAK TAK MOŻNA HAŃBA. To jest po prostu PiS z przeciwnym znakiem, tymczasem my potrzebujemy wartości dodanej. Potrzebujemy komunikatu TY TEŻ SKORZYSTASZ NA RÓWNOŚCI WOLNOŚCI TĘCZA KWIATY NADZIEJA ZROZUMIENIE SŁOŃCE ZIELEŃ LEPSZE JUTRO.
No, czyli mamy co robić. 🙂 Idę szukać miliona dolarów.
republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/647897555391584