Raport z demonstracji 3 października 2016 (mapa)
Przechodząc na drugą stronę Alej Ujazdowskich u wylotu Placu Trzech Krzyży, zobaczyłem minikonwój: radiowóz na sygnale, za nim samochód cywilny, na końcu drugi radiowóz. Przyszło mi na myśl, że ktoś tu wraca do domu pod obstawą.
Jak to mówią w krajach anglojęzycznych: they got the message. Wiadomość została doręczona.
Korzystnym trafem udało mi się dotrzeć na dogrywkę pod Sejmem. Do ostatniej chwili myślałem, że się spóźnię, ponieważ już na rondzie Dmowskiego mijałem czarno odziane tłumy zmierzające w przeciwnym kierunku. Ewidentnie impreza już się rozchodziła, więc na Wiejską poszedłem tylko dla porządku, a jednak słusznie: na miejscu zastałem niesamowity jazgot trąbek, dwie drużyny perkusyjne, cały rządek transparentów wiadomej partii i jakieś dwa tysiące ludzi.
Lewica ukochała bębny tak, jak KOD wuwuzele. Przyzwyczajcie się do dźwięków perkusji, bo szybko nie ucichną.
Zapadła mi w pamięć następująca scena. Granicę terenu Sejmu wyznacza wysoki do pół łydki murek. Przed murkiem tłum, za murkiem policja. Widzę, że coś się dzieje, błyska flesz, więc podchodzę. I oto, co widzę: policja robi zdjęcia demonstrantkom, a te im pozują, układając palce w charakterystyczne V. To dobrze, że nikt tu się nie boi policji, a policja dba o to, żeby tak zostało.
Rozmyślnie napisałem: “demonstrantkom”, bo dzisiejsza demonstracja różniła się od poprzednich. Oczywiście już w kwietniu było widać, że wśród uczestników przeważają kobiety. Zważywszy charakter sprawy, to w sumie zrozumiałe, choć może nieco smutne. Jednak nigdy nie była to różnica przytłaczająca: trzy do dwóch, może czasem w porywach do dwóch do jednego. Dzisiaj na placu Zamkowym było to raczej pięć do jednego, a może i więcej.
Błąd obecnego Sejmu nie polega wyłącznie na tym, że podpadł kobietom, a więc zaktywizował tę część społeczeństwa, która w polityce dotąd była niedoszacowana. Sejm przede wszystkim podpadł studentom, to znaczy ludziom, którzy mają zdrowie, żeby w tym strasznym deszczu stać, skakać, krzyczeć, trąbić i spacerować. Powiedzmy to wprost: Warszawa w tej chwili stoi w wodzie po kostki, bo lało przez pięć godzin ciurkiem. Ja na placu Zamkowym wytrzymałem półtorej godziny. Ale studenci, jeśli ich Sejm jeszcze trochę podpuści, gotowi są rozbić biwak pod ambasadą Kanady i jeszcze zrobić tam potańcówkę w błocie. Zresztą próbkę możliwości młodzieży już mieliśmy – w marcu.
Ta młodzież ma teraz doskonałych przywódców i wszyscy oni są na lewicy. Cała liberalna część “sceny”, włącznie z Nowoczesną, jest koszmarnie zacofana pod tym względem.
Mam nadzieję, że ludzie pokroju Schetyny, Kijowskiego czy Petru wyciągną z dzisiejszych wydarzeń wniosek następującej treści: drogim paniom nie jest do niczego potrzebna ich łaskawa, pobłażliwa rycerskość. Szanowni panowie: panie sobie poradzą bez was i nie! to wcale nie znaczy, że są krwiożerczymi, niedorżniętymi feministkami. To wy jesteście przestarzali. Już pora zacząć rozmawiać jak równy z równą.
Żywię także nadzieję, że wszyscy wyszczekani polscy felietoniści, podobni do mnie samego, wyrzucili dziś na śmietnik ten okropny mit, że współczesna młodzież ma skłonności prawicowe. Młodzież ma przede wszystkim potrzebę życia w dobrze urządzonym świecie, który daje im nadzieję na godne życie. Prawicy udało się zaktywizować młodzież prawicową, dlatego głównie ją było dotąd widać. Młodzież lewicowa doszła do głosu dzisiaj.
Zrobił dziś na mnie spore wrażenie sam rozmiar wystąpień. Wbrew obawom, pomysł ogólnokrajowego strajku wypełnił swoją rolę. Nie wiem, ile osób realnie “strajkowało” – pewnie był to jakiś nikły procent – ale też zupełnie nie o to chodzi. To był ten moment, kiedy grunt przygotowany przez hasztag czarnyprotest i demonstracje z poprzednich tygodni trzeba było przekuć w wielką mobilizację, to znaczy dać ludziom do emocjonalnego zrozumienia, że nadszedł czas, gdy coś robimy – teraz, albo nigdy. Idea strajku wypełniła tę funkcję, a ludzie wybrali “teraz”.
Jeszcze większe wrażenie zrobiła na mnie widoczna determinacja protestujących. Udało mi się dziś nie utknąć w jednym punkcie placu Zamkowego, lecz zwiedzić cały obszar demonstracji. Co widziałem: grupki dziewcząt improwizujących własne wystąpienia i hasła; trąbienie, bębnienie, a nawet śpiew; wreszcie, widziałem też współdziałanie na najbardziej podstawowym poziomie. Byłem na miejscu i wiem na sto procent, że większość ludzi nie słyszała ani słowa z przemówień. Ale gdy docierało do nas entuzjastyczne, wysokie “uuuuuu”, ludzie wokół przyłączali się na tę samą melodię, bo skoro inni krzyczą, to my też, czemu nie. Pierwszy raz w tym roku byłem świadkiem dosłownej fali krzyku przetaczającej się przez tłum. Słyszałem, jak na mnie naciera, mija i idzie dalej. Każda taka fala wznosiła ogólny entuzjazm na kolejne wyżyny. Prawdopodobnie to dlatego nie udało się demonstracji po prostu zakończyć, a wiadomość została doręczona prosto pod Sejm.
Wreszcie, co nie mniej ważne od pozostałych spostrzeżeń: przyszli dziś na demonstrację inni ludzie niż ci, co zawsze. Wiem stąd, że wykorzystywali niekanoniczne formy ekspresji: hasła nie te, co zawsze, egzotyczne przypinki, instrumenty nie takie, jak się przyjęło (na przykład: na lewicowych demonstracjach nie używa się trąbek, a dziś było ich dużo). Kilka razy słyszałem rozmowy w obcych językach. Ze skrawków rozmów docierających do mych uszu wnioskuję, że dzisiejsza demonstracja dla wielu spośród obecnych była pierwszą.
Policja była przygotowana na pięć tysięcy demonstrantów. Przyszło co najmniej dziesięć razy tyle. Właściwie to współczuję funkcjonariuszom, bo oni naprawdę sprawiają wrażenie, że przede wszystkim nie chcieliby, żeby komuś stała się krzywda. Tymczasem dziś ludzie tak bardzo się nie mieścili, że obsiedli nawet zmoknięte resztki staromiejskich fortyfikacji, a więc ktoś mógł zwyczajnie spaść i coś sobie złamać.
Chciałbym, żeby również tę wiadomość w Sejmie odebrano: jak będziemy chcieli, to wam do tego Sejmu wejdziemy w butach i naniesiemy błota. Ale nie chcemy, bo nie zamierzamy żyć w kraju, w którym na takie rzeczy jest przyzwolenie. Zacznijcie z łaski swojej to szanować.
Na tę lawinę, która dziś zeszła, patrzą wszyscy w Polsce. Skutki będziemy mieli okazję zmierzyć już niedługo. W połowie października odbędą się protesty przeciwko CETA. W listopadzie mamy święto niepodległości, czyli kolejną rundę dyskusji o polskim patriotyzmie. Zaryzykuję prognozę: zobaczymy zmianę jakościową, ponieważ wreszcie – wreszcie! po latach! – mamy w Polsce ludzi, którzy potrafią takie nastroje konsolidować, kanalizować i napędzać nimi konstruktywne działania.
republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/706179306230075