cokolwiek

Wspólnota nie istnieje sama z siebie

Myśl na wieczór: wspólnota to nie jest coś, co istnieje samo z siebie. Wspólnoty się nie dostaje i nie dziedziczy, tylko się ją wybiera. Wspólnotowość narzucona nie jest wspólnotą, tylko podporządkowaniem.

Brak wiary we wspólnotę jest samospełniającą się przepowiednią. Jeśli nie będziemy chcieć wspólnoty, to jej nie będziemy mieć.

Paradoksalnie, brak wiary we wspólnotę jest też pewną iluzją. Bez trudu znajdziemy w Polsce ludzi, którzy jednego dnia całkowicie odrzucają pojęcie wspólnoty, po to by nazajutrz odwoływać się do poczucia wspólnoty wśród, dajmy na to, przedsiębiorców. Pracownik najemny na lipnej działalności nie ma wspólnego interesu z prezesem dużej spółki, a jednak przekonuje się go, nieraz skutecznie, że coś go z tym człowiekiem łączy. To “coś” jest koncepcją etyczną, a nawet – estetyczną. “Przedsiębiorczość” to pewne podejście do pracy, do własnego miejsca na świecie, do stylu życia, a nawet do “nie-przedsiębiorców”. A więc nie tylko buduje się wspólnotę przedsiębiorców, ale w dodatku jest to wspólnota definiowana bardzo tradycyjnie, na podobieństwo plemion i klas społecznych.

A ja na przykład, choć moja firma zatrudnia ludzi i sprzedaje produkty, członkiem wspólnoty przedsiębiorców się nie czuję. Wybrałem zbiorowość zupełnie innego rodzaju, zdefiniowaną w poprzek powyższej. Swoją wspólnotę widzę w gronie ludzi uznających pewne zasady współdziałania. Ubolewam, że nie ma dla niej wygodnej etykiety, ale nie podejmuję się tutaj wymyślania jej, albo co gorsza kodyfikowania. Wydaje mi się, że byłoby błędem definiowanie jej na zasadzie tożsamościowej: “jeśli robisz to i to, albo nosisz taką a taką czapkę, to jesteś we wspólnocie, a jeśli nie, to jesteś poza”. Tak działają plemiona, klasy społeczne, religie i do pewnego stopnia także narody, a wszystkie one mają tę słabość, że są binarne: albo jesteś w naszej wspólnocie, albo cię w niej nie ma.

Współczesna wspólnota, która miałaby być odporna na niekończące się podziały, musi zrezygnować z kryteriów ostrych na rzecz rozmytych. Na przykład wspólnota oparta na pewnym zbiorze sprecyzowanych poglądów takiej odporności nie ma. Żeby daleko nie szukać, niby mamy konserwatystów, liberałów i socjalistów, ale to nie są wspólnoty, ponieważ dzielą się dalej: wśród lewicy biegną podziały na anty- i proszczepionkowców, any- i pro-GMO, anty- i pro-atom i wiele innych. Nie jest współcześnie możliwa wspólnota, której warunkiem koniecznym byłby brak sporu. Za dużo ze sobą rozmawiamy, żeby się zawsze ze sobą zgadzać.

Szansę stworzenia trwałej wspólnoty widzę w rzeczy wcale nie nowej, lecz już sprawdzonej w tej funkcji, mianowicie w narracji. Nośnikiem poczucia wspólnoty są bajki, które sobie opowiadamy i w które wierzymy, niekoniecznie dosłownie i niekoniecznie wszyscy tak samo. Narody mają swoje mity założycielskie, religie mają swoje święte pisma, ideologie mają manifesty. To wszystko są bajki, ponieważ świata nie relacjonują, tylko modelują. To zaś oznacza, że stanowią kryterium rozmyte, ponieważ o ile fakt może albo być, albo nie być, o tyle model można różnie interpretować i w różnym stopniu uznawać.

Na przykład Ty możesz uważać, że Bóg istnieje dosłownie, a ja mogę uważać go za metaforę, a w takim wypadku nie zgadzamy się w tej sprawie w całości. Jeżeli jednak oboje uważamy, że bajka o Bogu jest warta wysłuchania, to nasza zgodność jest większa niż zerowa.

Co więcej: można korzystać z wielu modeli naraz. Modele ze sobą nie konkurują, lecz się uzupełniają, ponieważ wszystkie z definicji są uproszczeniami. Gdyby ideologie były dla nas przede wszystkim bajkami wyrażającymi pewne modele, a nie cele, to moglibyśmy być, na przykład, konserwatystami, liberałami i socjalistami równocześnie.

Wspólnoty rozmyte mają tę przewagę nad ostrymi, że dają nam szansę na zaproszenie siebie do nich i dają nam też możliwość, by utrzymywać od siebie dystans. Więcej: zezwalają na wspólnotowość pośrednią, na przykład wtedy, gdy ktoś nie czuje, że ma wiele wspólnego z kimś innym, ale oboje mają coś wspólnego ze wspólnym znajomym. Rozmyta wspólnotowość idzie w parze z decentralizacją. Bajka, która ją scala, będzie mieć wiele wariantów.

Piszmy więc nowe bajki, skoro stare już nie działają. Piszmy ich wiele. Nie bójmy się powtórzeń i nawiązań. Być może odkryjemy, że któraś bajka w nas rezonuje, a przez to rozprzestrzenia się i na nowo definiuje to, co nas łączy.


republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/723864637794875

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter