Raport z demonstracji 19 grudnia 2016
Bardzo mi zależało na obecności na dzisiejszej pikiecie ZNP, ponieważ byłem ciekaw kilku rzeczy. Czy pojawi się wątek kryzysu parlamentarnego? Czy stawi się większa liczba ludzi, niż można by oczekiwać? Czy nauczyciele mają dostateczne środki nacisku na rząd i prezydenta?
Przyszło mocne kilkaset osób, czyli dokładnie tyle, ile by przyszło, gdyby w piątek nic nie zaszło. W części przeznaczonej na przemówienia aktywistów, które trwały łącznie około godziny, tylko raz padło hasło związane z kryzysem parlamentarnym. Nie spotkało się z odzewem, a nawet jedna osoba stojąca niedaleko okazała zniecierpliwienie. Ci ludzie sami z siebie na Sejm maszerować nie będą, bo mają własną sprawę do ogarnięcia. Zapomnijcie o milionowych demonstracjach, majdanach i tym podobnych snach o potędze.
Ale to nie jest tak, że te sprawy na siebie nie wpływają. Raz, że widziałem dużo przypinek KOD-u. Dwa, że było dużo kamer, zupełnie jak nie na specjalistycznej pikiecie. Trzy, że przyszedł Bogdan Borusewicz, żeby opowiedzieć, co tam słychać w Senacie (była też posłanka Platformy Obywatelskiej, burmistrz Mokotowa i osoba z warszawskiego samorządu związana z Inicjatywą Polską). Cztery, że gdy już skończyli mówić aktywiści, a zaczęli politycy, to okazało się, że zgromadzeni mają przemyślany plan, a w tym planie jest miejsce również na kryzys parlamentarny. Być może nauczyciele, rodzice i samorządowcy, to znaczy tacy zwyczajni ludzie, których po prostu martwi reforma, nie mają ambicji lub chęci, żeby się do tego kryzysu mieszać, ale ich przywódcy jak najbardziej są w stanie ich do niego wciągnąć. Może nie dziś czy jutro, ale jak będzie trzeba, to pod Sejm też pójdą. Im dłużej trwało spotkanie, tym więcej było antyrządowych wtrętów, w tym zwłaszcza Jan Guz z OPZZ pozwolił sobie na smacznego suchara ze słowem długopis (…już nie porządzi).
Strajk szkolny został zapowiedziany, a co więcej – został zapowiedziany w taki sposób, że jestem pewien, że nauczyciele są w stanie go przeprowadzić, i to nie w osamotnieniu, lecz ręka w rękę z rodzicami i samorządami. Więcej: Agnieszka Dziemianowicz-Bąk powiedziała bez ogródek, że ewentualni strajkujący mogą na Razem liczyć, czyli właściwie powiedziała „zróbcie to”, tylko bardziej dyplomatycznie.
Swoją drogą, nie odmówię sobie: owszem, były osoby z innych partii, ale to Razem przyszło drużynowo, “oficjalnie”, z flagami i transparentami i to Razem zostało zaanonsowane słowami: „wspierają nas od początku”. Przez całą pikietę przewijało się hasło „jesteśmy razem” i podejrzewam, że to była zbyt inteligentna publiczność, żeby nie zauważyć zachodzącej tutaj dwuznaczności.
Gdy doszło do formułowania – było nie było – pogróżek, protestujący mi zaimponowali. Nikt nie postawił ultimatum. Została wyłożona na stół nie jedna, lecz dwie ewentualności, bo oprócz strajku zgłoszono także postulat referendum. Zrobiono to na zasadzie, że najlepiej, gdyby Andrzej Duda sam z taką inicjatywą wyszedł, ale jak nie wyjdzie, to się znowu zbierze ćwierć miliona podpisów. Nie wiem, czy nauczyciele faktycznie tego referendum chcą, no bo wiecie, jak to jest z referendami u nas, ale bardzo mi się podoba, że w tak naświetlonej sprawie Andrzej Duda ma teraz pole manewru. Zostało mu jasno zakomunikowane, który wybór jest tym właściwym, ale to nadal jest jego wybór. Nie musi nikomu ustępować. Tak się negocjuje, a nie: „wywieście białą flagę do poniedziałku”.
Swoją drogą, delegacja ZNP miała się spotkać z przedstawicielką prezydenta, ale okazało się, że Andrzej Duda stawił się osobiście i zadeklarował, że jeszcze nie podjął decyzji w sprawie weta. Po czynach ich poznamy, ale ja myślę, że coś się dzieje.
republikacja z facebook.com/jzwesolowski/posts/749003658614306