Najbardziej polskie słowo
Dziś wpadłam na kształcący wpis, który pozwolę sobie zacytować niemal w całości, aby nie przepadł z upadkiem fejsa. Link na końcu — zainteresowanym polecam też komentarze. Zastrzeżenie: autor Michał Cichy omawia słowo, którego możecie nie chcieć pokazywać na monitorze w pracy.
„Kurwa”, najbardziej polskie, arcypolskie słowo. Mrożek dziwił się kiedyś, że nie występuje ani razu w naszej konstytucji.
Skąd się wzięło? Aleksander Brückner w przedwojennym słowniku etymologicznym pisze tylko, że występuje wszędzie u Słowian poza Rosją, gdzie mówi się „bladź”. Klasyczna rosyjska czastuszka uczy:
Po giermanski alte Hure,
a po russki stara blad’,
po giermanski ficken machen
a po russki pojebat’.Brückner umieścił słowo „kurwa” dopiero pod sam koniec słownika, w „Uzupełnieniach” występujących po „Dodatku”. Na temat jego pochodzenia napisał tylko: „Wywody niepewne, więc je pomijam”.
Powojenny słownik etymologiczny Franciszka Sławskiego, wydawany przez 30 lat i nigdy nie ukończony, dojechał jednak do litery „Ł”, a więc „kurwę” objął. Sławski zauważył, że słowo pojawia się w zabytkach języka polskiego od roku 1415, odnotował, że w innych językach występuje wszędzie u Słowian, a oprócz tego także u Węgrów i Litwinów jako zapożyczenie z języków słowiańskich, ale na temat jego pochodzenia przedstawił dość dziecinną hipotezę, że to niby od „kury”. Powtarzają to za nim niektórzy późniejsi autorzy.
Żeby znaleźć prawdziwe pochodzenie słowa „kurwa”, trzeba się cofnąć znacznie dawniej, do mykeńskiej Grecji, mniej więcej do XVI-XIV wieku przed naszą erą. Mykeńczycy spisywali teksty – nie żadną poezję ani mity, tylko inwentarze rozmaitych dóbr – na glinianych tabliczkach, używając pisma sylabicznego odziedziczonego po poprzedniej kreteńskiej cywilizacji, która posługiwała się jakimś nieodczytanym do tej pory językiem nieindoeuropejskim. Na początku lat 50. angielski architekt i samorodny geniusz językowy Michael Ventris (syn pułkownika armii brytyjskiej w Indiach Edwarda Ventrisa i urodzonej w Anglii, ale wywodzącej się z rodziny warszawskich Żydów Anny Doroty Janasz) odszyfrował pismo mykeńskie, tzw. pismo linearne B, i stwierdził ku zdumieniu całego świata naukowego, że była to archaiczna forma greki.
Sylabariusz, czyli osobne znaki dla kilkudziesięciu sylab, nie nadawał się do zapisu greki tak dobrze jak pismo alfabetyczne, ale alfabet Grecy pożyczyli od Fenicjan znacznie później, dopiero w VIII wieku p.n.e. Na razie, w XVI-XIV wieku, sylabizowali na swoich tabliczkach takie słowa jak ti-ri-po (tripos – trójnóg), e-ra-wa (elaiwa – oliwa), ku-mi-no (kyminos – kmin) albo sa-sa-ma (sasama – sezam). To, że w słowie „elaiwa” występuje „w”, jest ważne, bo w klasycznej grece ta głoska zniknęła. Ze względu na formę zapisu w archaicznym alfabecie greckim nazywa się ją „digamma”. Wymawiało się ją jak angielskie „w” albo jak nasze „ł”. Czyli „elajła” – oliwa.
Na mykeńskich tabliczkach występuje też słowo ko-wo, które odczytuje się „korwos”. Znaczy „młodzieniec”. W klasycznej grece gubi „w” i występuje w formie „κοῦρος”, „kouros”.
Ma ono swój odpowiednik żeński, na tabliczkach mykeńskich ko-wa.
Ko-wa, czyli „korwa” (czytane „korła”). „Dziewczyna”, „panna”, „niezamężna kobieta”. W klasycznej grece „κόρη”, „kore”.
Są dziesiątki posągów kurosów i kor, przeważnie z VI wieku p.n.e. Kurosi są zawsze nadzy, a kory zawsze ubrane w długą szatę. Na ustach półuśmiech, który historycy sztuki nazywają „zagadkowym”. Trochę jak Mona Liza, trochę jak Budda na posągach. Ten uśmiech później znika z greckiej rzeźby.
O tych „korwosach” i „korwach” przeczytałem w książce Johna Chadwicka „Odczytanie pisma linearnego B”, która po polsku wyszła w roku 1964 w serii „Omega”, a ja ją przeczytałem w roku 1986 szykując się na pierwszym roku studiów do egzaminu z historii starożytnej u profesora Benedetto Bravo, ojca Pawła Bravo, mojego kolegi, redaktora „Tygodnika Powszechnego”.
I od razu wiedziałem, że to jest to. Fonetycznie ma sens, semantycznie ma sens. To jest to samo, co z „dziewką” i „dziwką”, tylko na znacznie starszym substracie językowym.
Ciekawe: to, że w rozmaitych językach indoeuropejskich na określenie prostytutki występują różne wyrazy, świadczy, że w czasach indoeuropejskiej wspólnoty językowej, czyli w ciemnej pradawnej epoce w rodzaju XXV-XX wieku p.n.e. nasza cywilizacja nie znała prostytucji. To w sumie zrozumiałe, bo do powstania prostytucji potrzebne jest istnienie miast z ich pieniądzem i anonimowością. Cytowana już niemiecka „Hure” oraz angielska „whore” pochodzą od germańskiego słowa „huor” oznaczającego „seks pozamałżeński, zdradę małżeńską”, a to pochodzi podobno od praindoeuropejskiego rdzenia, z którego wywodzi się też łacińskie słowo „carus” – „kochany, drogi”.
W roku 2000 wyszedł kolejny polski słownik etymologiczny, autorstwa Andrzeja Bańkowskiego. Też niedokończony, zatrzymał się na „P”. Ale hasło „kurwa” jest. Czytamy: „słowo obelżywe (…), toteż jego użycie w staropolskich kodeksach prawnych obłożone sankcjami (>gdyby mać jego kurwą mianował, w takąż winę skazujemy ji być upadłym<), starsza postać >kurew< zachowana reliktowo w najczęściej używanym wyrażeniu >kurwie macierze syn<”. I dalej mamy to: „*kour-u-s >kobieta niezamężna<, porównaj greckie >koura<, >koure<, >kora<, >kore< (…). Sens pejoratywny rozwinął się w słowiańskim właśnie z wyrażenia >kurve matere syn<, >syn niezamężnej matki<, >syn nieznanego ojca, bękart, wyrzutek, nie należący do rodu<. W XVI wieku polskie >kurwa< już zwykłą nazwą zawodowej prostytutki, z licznymi derywatami: zdrobniale >kurewka< 1564, >kurewnik<, rozpustnik, stręczyciel 1540, przymiotnik >kurewski< 1521, >kurewstwo<, rozpusta, nierząd, stręczycielstwo 1540 (…) >kurwić< 1471, >kurwić się< 1540 (…), >skurwysyn< I poł. XVI w.”.
Na zakończenie hasła Bańkowski pisze: „W polskiej mowie potocznej dziś już nic nie znaczy, używane jako partykuła emfatyczna (bezpośrednio po wyrazie, który mówca chce podkreślić)”.
Nic nie znaczy? Moim zdaniem to jedyny wyraz polski, który znaczy, kurwa, wszystko.
republikacja z facebook.com/michal.cichy.warszawa/posts/10208055737537299