Przez Głęboki Czas
Najstarsze znane zrozumiałe teksty pochodzą mniej więcej z dwudziestego siódmego wieku przed naszą erą, z Sumeru. Są to hymny świątynne z miasta Kesh oraz księga dydaktyczna króla Szuruppaka, który rządził w czasach Potopu. Do wcześniejszych zapisów — a także równoległych czasowo, ale pochodzących z innych miejsc — nie mamy dostępu, z uwagi na przykład na brak korpusu, z którego można wyrozumować tłumaczenie. Oznacza to, że historia wcześniejsza niż dwudziesty szósty — dwudziesty siódmy wiek przed naszą erą jest nam niedostępna. Jest to oczywiście niefortunne, ale nie o tym dzisiaj. Dzisiaj o problemie komunikacji z potomnością.
Jeżeli chwilę się zastanowić, wychodzi, że nie mamy dobrych sposobów na wysłanie wiadomości w daleką przyszłość. Żenująco mizerna trwałość nośników elektronicznych skreśla je od razu na wstępie. Można coś myśleć z kamieniem i różnymi językami, ale kamień się niszczy, a języki wymierają. Jak wysłać zrozumiałą wiadomość w przyszłość odległą o dwadzieścia tysięcy lat?
To nie jest wyssany z palca akademicki problem, tylko poważna kwestia inżynieryjna — związana ze składowaniem odpadów radioaktywnych. Wiadomo, że odpady radioaktywne mogą pozostawać niebezpieczne dla życia i zdrowia przez setki i tysiące lat (albo i dłużej – czas półrozpadu plutonu-239, stosunkowo często stosowanego w technologii jądrowej, wynosi dwadzieścia cztery tysiące lat).
Kultura człowieka nie posiada mechanizmów retencji wiedzy ani instytucji, które gwarantowałyby przekazanie bez zniekształceń informacji przez taki czas. Zresztą nie jest powiedziane, że cywilizacja, jaką ją znamy, przetrwa tyle lat.
Problem jest na tyle poważny, że wygenerował własną interdyscyplinarną dziedzinę badań — semiotykę nuklearną. W 1982 roku czasopismo Niemieckiego Towarzystwa Semiotycznego postawiło kwestię wprost: “Jak wytłumaczymy naszym potomkom, żyjącym za dziesięć tysięcy lat, czym są odpady radioaktywne i czemu są groźne?” Odpowiedzi wahały się od rozsądnych, przez pomysłowe i praktyczne, aż do mocno niecodziennych. Stanisław Lem proponował długożyciowe satelity na wysokich orbitach nadające cały czas, a także wpisanie informacji w DNA roślin. Vilmos Voigt z budapeszteńskiego uniwersytetu Loránd-Eötvös zaproponował dostawianie wokół składowiska wciąż nowych tablic ostrzegawczych, bez usuwania starych — co utrzymywałoby wiadomość, a przy okazji służyłoby jako Kamień z Rosetty dla użytych języków. Francoise Bastide i Paolo Fabbri proponowali stworzenie rasy kotów domowych, których sierść lub futro świeciłyby w okolicy o podwyższonej radiacji. Lingwista Thomas Sebeok postulował utworzenie “kleru nuklearnego” — grupy ekspertów, których zadaniem byłoby zachowanie wiedzy o niebezpieczeństwach odpadów jądrowych i lokalizacji składowisk poprzez mity i rytuały.
No, ale to semiotycy. Inżynierowie pracujący nad projektami długoterminowych składowisk odpadów musieli mieć konkrety. Wynikiem ich prac są rozważania nad istotą wiadomości jako takiej, wielkoskalową architekturą jako wiadomością, oraz poniższe ostrzeżenie, brzmiące jak tren:
This place is a message and part of a system of messages, pay attention to it!
Sending this message was important to us.
We considered ourselves to be a powerful culture.
This place is not a place of honor.
No highly esteemed deed is commemorated here.
Nothing valued is here.
“Pole kolców” — architektura jako wiadomość. (WIPP Exhibit, via abc.net.au)
Więcej: