Demonstracja 10 lutego 2018
Zima. Mróz. Noc. Zmęczenie.
Dla wielu osób wśród nas obecny czas ma nastrój najtrudniejszego momentu w opowieści, tej najczarniejszej chwili, gdy szale maksymalnie przechylają się na niekorzyść bohaterów. Wróg śmieje się złowrogo spośród cieni, jego przyboczni w zwartym szyku spychają nas ku przepaści, a czarna wieża zamkowa przesłania niebo na tle błyskawic.
Na placu Piłsudskiego zamiast zamku wyrósł gigantyczny, blaszany barak. Skrywa się pod nim budowa pomnika ku czci kultu smoleńskiego, szykowanego w pośpiechu na obchody rocznicowe. Toporna, szara konstrukcja, obwarowana równie szarym płotem, dominuje nad placem i przytłacza Grób Nieznanego Żołnierza. Podchodzę i przyglądam się: czy znajdę oznaki sprzeciwu? Znajduję. Na każdym segmencie płotu nalepiono satyryczny obrazek o tym, że kto wszedł na schody, będzie musiał z nich zejść.
Kilka metrów obok grupa 100-150 osób słucha krótkiego przemówienia Pawła Kasprzaka. Padają myśli stanowcze. Prawo jest dziś stanowione na ulicy, a nie w Sejmie, który złamawszy Konstytucję utracił legitymację. Nowy pomnik zbezcześci i sponiewiera pamięć o czczonych na placu Piłsudskiego bohaterach wojennych, owych nieznanych żołnierzach poległych w walce o przyszłość kraju. Zrównuje się ich teraz z ofiarami wypadku lotniczego. To uwłacza i im, i ofiarom.
Obywatele RP są w dobrym nastroju. Czują się zwycięzcami, bo zdołali zmusić wroga do przedwczesnego finiszu. Narracja smoleńska rozpada się na naszych oczach, kwietniowa miesięcznica będzie więc ostatnią. Skończą się barierki na Krakowskim Przedmieściu i gra w kotka i myszkę z policją.
Sama policja służy dziś aktywistom za miarę i widoczny znak sukcesu: ich samych jest garstka, a policji tysiące. Oni tu są, bo chcą, a policja, bo musi. Państwo polskie na okiełznanie Obywateli RP zużywa nieproporcjonalne zasoby.
Faktycznie. Zgromadzenie spędza na placu Piłsudskiego tylko kilka minut, po czym przechodzi kilkaset metrów pod kolumnę Zygmunta, gdzie stoi zazwyczaj. Policja próbuje otoczyć ich wszystkich szczelnym kordonem, a co chwilę jakiś nerwowy funkcjonariusz obwieszcza, że „wzywa się do zejścia z jezdni”. Zaiste, jeden szeryf na jednego mieszkańca, a i tak mieszkańcy nic sobie z tego nie robią. Najwyraźniej dobrze się bawią. Przysiągłbym że te wszystkie nieporadne zabiegi policji przynoszą im satysfakcję: patrzcie, jak się napinają, jak kombinują. Tutaj wpychają się po jednym, po dwóch, pomiędzy nas, tam stoją w trójszeregu i groźnie łypią. No dalej, panowie, zabierzecie nam dziś transparent czy szczekaczkę? A może zwiniecie kogoś do furgonu i pobijecie? Nie sprowokujecie nas, to jasne. To wam drżą nerwy. Wydaje się, że aktywiści znają już na pamięć kodeks karny i dokładnie wiedzą, za co można ich zatrzymać, a za co nie.
Przemówienie pod kolumną Zygmunta zaczyna się zresztą od informacji dla samych policjantów: hej, słyszeliśmy, że robią wam teraz przykrości w robocie. Jakby co, to numer telefonu taki a taki, nasza pomoc prawna jest otwarta również dla was.
Ale Obywatele RP też są już zmęczeni. A może po prostu mają dość doświadczenia, by do swych wysiłków przyłożyć ekonomię? Przemówienia są znacznie krótsze niż kiedyś, a przez większość czasu grupa stoi w ciszy. Część osób chowa się przed zimnem w narożnym budynku przylegającym do placu Zamkowego, w którym znajdują się sławne niegdyś schody ruchome. Przez okna dobrze widać, co się dzieje, ale za to nie słychać zawodzeń przechodzących za barierkami miłośników teorii spiskowych.
Ja też jestem zmęczony. Piszę te słowa 24 godziny po fakcie, bo wróciwszy do domu padłem nieprzytomny i spałem. Szybko jednak zbudził mnie niepokój, bo choć wszyscy wolelibyśmy odpocząć, to wciąż zbyt wiele się dzieje. Biała róża Obywateli RP, symbol jawnie antyfaszystowski, pół roku temu wydawała się przesadna i nie na miejscu. Dziś widzimy, że wszystko się zgadza: flirt rządu ze smoleńską teorią spiskową i z rasistowsko-antysemicką retoryką nacjonalistów, to właściwie jedno i to samo zjawisko. Kaczyński stworzył potwora, nad którym już nie panuje: w przemówieniu przed pałacem prezydenckim lawiruje pomiędzy sprzeciwem wobec rozbudzonych przez rząd emocji, a poparciem prowadzonej przezeń polityki zagranicznej.
Za miesiąc przedostatnia miesięcznica. Wypadnie raptem dwa dni po 50., wstydliwej rocznicy marca 1968. To będzie próba sił między antysemityzmem a resztą Polski. Miesiąc później nastąpi wielki finał narracji smoleńskiej, czyli próba sił między Polską rozumu a Polską Macierewicza. Sami Obywatele RP zawsze mówią, że w protestach nie chodzi o ilość, lecz o jakość, ale również oni rozumieją, i mówią to otwarcie, że kto się tego dnia stawi liczniej, ten wygra symboliczną batalię o prawdę.
Jesteśmy zmęczeni. Ale czasami trzeba. Jeszcze tylko dwa miesiące, jedna duża demonstracja, jeden wieczór okrzyków, przemówień, trąbek i bębenków, jedna godzina współdziałania, i będzie można wziąć urlop.
Byle do wiosny.