polityka

Podporządkowanie

W trakcie kampanii wyborczej zdarzało mi się wklejać zachęty do udziału w sprawach bieżących. To się teraz bardzo skurczy, ponieważ na co dzień nie jestem gościem, który roztrząsa, co było napisane na t-shircie, który ktoś tam nosił na studiach, tylko gościem, który pisze cykl felietonów o Romantyzmie, bo akurat przeczytał ciekawą książkę na ten temat.

Dlatego zamiast pochopnych analiz na podstawie prognoz wolę zaproponować Wam złudnie banalne spostrzeżenie: demokracja zaczyna się tam, gdzie kończy się podporządkowanie.

Na pewnym poziomie to jest oczywiste: dopóki milicja pałowała demonstrantów, a wybory były ustawione, mieliśmy dyktaturę. Kiedy w 1995 roku człowiek wywodzący się z dyktatorskiego aparatu został prezydentem, była to już demokracja, bo ludzie sami go wybrali, a ci, którzy głosowali inaczej, uszanowali to. Prezydent sam był demokratyczny, ponieważ przez dwie kadencje nie zrobił niczego w kierunku podporządkowania sobie reszty kraju.

Zwycięzcy niedzielnych wyborów otwarcie mówią językiem podporządkowania i dlatego się ich boimy. Jako że jestem wyczulony na kruczki językowe, najbardziej włosy na głowie jeży mi używane przez nich słowo „odzyskać”, dlatego że jest to wyraz bliskoznaczny do „odebrać”.

Tyle rozumiemy wszyscy, jednak często umyka nam pewna subtelność: ta konkretna partia już dwa razy w tym roku wygrała wybory dzięki temu, że złagodziła retorykę. Złagodziła, ale nie pozbyła się. Mówiąc kolokwialnie: gołym okiem widać Kaczyńskiego wychodzącego z worka Szydło. Co tu zaszło? Gra pozorów? Prostackie oszustwo?

Otóż niezupełnie: ludzie w Polsce akceptują podporządkowanie, pod warunkiem że nie mają poczucia, że owo podporządkowanie jest wymierzone w nich osobiście. Kaczyński musiał przymknąć się tylko na tyle, żeby nie straszyć swoich wyborców sobą samym. Innymi, na przykład uchodźcami, mógł straszyć, ile chciał.

Pytanie o to, dlaczego takie partie wygrywają wybory, jest więc pytaniem o to, dlaczego ludzie w Polsce akceptują podporządkowanie. Odpowiedź brzmi: ponieważ podporządkowanie jest w Polsce normą niezależną od poglądów.

PO, SLD, Kukiz, Korwin, Twój Ruch, Nowoczesna – są partiami o strukturze wodzowskiej, podobnie jak PiS. Jednym ze skutków ubocznych tego faktu jest popularna taktyka polegająca na tym, by tłuc całą propagandą w osobę przywódcy największej konkurencyjnej partii. Zneutralizuj przywódcę, a partia się rozpada.

Poczytajcie bieżące wpisy sporej części działaczy ZL. Na poziomie racjonalnym mówią, że przyczyną porażki lewicy w wyborach jest obecność dwóch list zamiast jednej. Można się z tym zgadzać bądź nie, można przytoczyć argumenty za i przeciw, ogólnie jest to pogląd jak każdy inny. Ale wsłuchajcie się w warstwę emocjonalną: ci sami ludzie mówią, że to wszystko jest wina Razem, które nie zrobiło tego, czego ZL od niego chciało (inaczej mówiąc: nie podporządkowało się strategii ZL). Demokrata by tak nie powiedział. Demokrata powiedziałby: szkoda, że nie udało nam się znaleźć wspólnego interesu.

Partie partiami, komentatorzy nie lepsi. Ich optyka: kto komu odbiera głosy. Nie widzę w ogóle dyskusji o tym, jak dotrzeć do tych 45% uprawnionych, którzy zostają w domach. Nieobecna w polskiej publicystyce jest demokratyczna opinia, że różnorodność opcji ułatwia wyborcom zajęcie stanowiska. Nie widzę też poważnych prób dociekania, co właściwie powstrzymuje ludzi przed głosowaniem. W potocznej retoryce ten, kto nie głosuje, jest po prostu zdrajcą, przez którego wygrywa „większe zło”. To po prostu jeszcze jedna osoba, która się nie podporządkowała.

W ogóle nie widzę refleksji nad tym, że wyborcy to nie są małe plastikowe kuleczki, które się zwinnie przerzuca z jednego kubełka do innego, tylko ludzie, którzy mają swoje potrzeby i priorytety, a wyborów dokonują świadomie, na podstawie owych potrzeb i priorytetów. Ba, mógłbym w ciemno założyć się z każdym z Was o złotówkę, że jesteście przekonani, że partie takie jak PiS czy Kukiz wygrywają, ponieważ „ludzie są głupi”, a pod koniec dnia pewnie miałbym na nowe buty. Przypomnijcie sobie Wasze własne hasło o zabieraniu babciom dowodów.

Przykłady z polityki są wierzchołkiem góry lodowej. Przyjrzyjcie się relacjom pracownik-pracodawca. Przyjrzyjcie się relacjom między biznesem a związkami zawodowymi. Przyjrzyjcie się reakcjom znajomych i sąsiadów, gdy stykają się z ludźmi prowadzącymi inny styl życia. Pierwszy odruch: „albo zmusimy ich, żeby zachowywali się tak jak my, albo sami będziemy musieli zachowywać się tak jak oni”. Podporządkowanie w czystej postaci.

Przyjrzyjcie się dowolnej internetowej dyskusji o przepisach ruchu drogowego.

W nominalnie demokratycznej Polsce normą jest myślenie w kategoriach podporządkowania, a nie w kategoriach harmonii interesów. To nie jest specjalność prawicy. To jest specjalność nas wszystkich.

Głosowałem na Razem między innymi dlatego, że w ich strategii widzę radykalne odejście od tej optyki. Mógłbym napisać o tym drugi taki wpis jak ten, ale nie widzę potrzeby wyręczania Razem w ich własnej robocie. Ciężar dowodu spoczywa na nich również w tym sensie, że spodziewam się, że wielu członków tej partii musi bardzo korcić, żeby wskoczyć w dobrze im znaną rolę trolla z Internetu. Flejmy są oczywiście formą walki o (emocjonalne) podporządkowanie, dlatego w interesie Razem jest unikanie ich.

Chciałbym mieć receptę na to wszystko, ale zmiana, której potrzebujemy, zaczyna się w nas samych, dlatego nie jestem w stanie Was do niej przekonać. Mogę jedynie podzielić się ćwiczeniem, które mnie samemu pomaga.

Czasami irytuję się na ludzi, że się „upierają”. Że przecież tłumaczę im jak krowie na rowie, a oni „wiedzą swoje” i nie chcą zrobić tak, jak ja bym sobie życzył. Inaczej mówiąc: nie chcą się podporządkować. Wtedy biorę głęboki wdech i wyobrażam sobie, że ten ktoś ma całkowitą rację w tym, co czyni. Na ogół prowadzi to do wielu przydatnych spostrzeżeń o motywach tej osoby. Czasami nawet sprawia, że zmieniam zdanie, choć nie za często (i nie ma tutaj „normy do wyrobienia” – czasami po prostu mamy rację, a ja mam rację częściej niż większość z Was, bo jestem bardzo zarozumiały). Za to prawie zawsze odkrywam wspólne interesy z tą osobą, a te odkrycia prowadzą mnie do rozwiązań zadowalających nas oboje. Często faktycznie udaje się rozstrzygnąć konflikt i możemy żyć dalej w zgodzie.

Demokracja zaczyna się tam, gdzie kończy się złość na drugiego człowieka.


republikacja z: facebook.com/jzwesolowski/posts/550625478452126

Jacek

Prowadzi studio działalności okołogrowej Inżynieria Wszechświetności i tam m.in. pisze więcej o grach. Autor podręcznika Level design dla początkujących. Twórczość Jacka można wspierać na Patronite. → facebook → twitter