demonstracje

W dowcipie o matematyku odbywał się konkurs na to, kto zakreśli na ziemi największy obszar. Wygrał matematyk, ponieważ narysował malutkie kółeczko wokół swoich stóp, po czym ogłosił, że stoi na zewnątrz.

Poszedłem na demonstrację antytrumpowską i świetnie się bawiłem. Tylko Lewica umie w Polsce wyzwalać tę energię na zawołanie.

Skończyła się moja dobra passa: nie dość, że mi na marszu dla puszczy ktoś cyknął fotkę, to jeszcze portretową. Takie zdarzenia uzmysławiają mi, że *chciałbym* mieć fuchę polegającą na stawaniu na skrzynce po jabłkach, ale jednocześnie zupełnie się do tego nie nadaję.

Najważniejszy wniosek z dzisiaj brzmi, że policja nadal jest przede wszystkim w pracy. Zrobiła dzisiaj to samo, co tydzień temu na Paradzie Równości, to znaczy rozmontowała blokadę stojącą na drodze legalnej demonstracji.

Na pikietę zorganizowaną przez Zjednoczonych Przeciw Rasizmowi przyszło 200-300 osób, czyli o 200-300 osób więcej, niż spodziewałbym się przy obecnej pogodzie i obecnej atmosferze.

Nie zrobiłem zdjęcia mojej porcji, ale w sumie w moim przypadku wpisy są selfikami (i nawet dosyć często mają tysiąc słów, czyli są warte jednego obrazu). A więc: oto niniejszym chwalę się, że kebab był smaczny, a znajomi dopisali.

Elementem folkloru lewicowych demonstracji są sprzedawcy lewicowych gazetek. 12 stron, przyzwoity papier, zewnętrzne strony w kolorze, mocno polityczne treści, cena dwa złote.

Byłem ciekaw kilku rzeczy. Czy pojawi się wątek kryzysu parlamentarnego? Czy stawi się większa liczba ludzi, niż można by oczekiwać? Czy nauczyciele mają dostateczne środki nacisku na rząd i prezydenta?